Zamarznięte zbiorniki wodne to pułapka. Ratownicy apelują: pod żadnym pozorem nie wchodźmy na lód [POSŁUCHAJ]

Po tragicznym wypadku w Słupsku ratownicy apelują: pod żadnym pozorem nie wchodzimy na zamarznięte zbiorniki wodne. – Jeśli lód się załamie i ktoś wpadnie do wody, po pierwsze wzywamy służby ratownicze – mówi Piotr Dąborowski z WOPR Słupsk.

– W pierwszej kolejności dzwonimy po pomoc na 112 czy 997. Nie wchodzimy na lód. Nie jesteśmy do tego przygotowani. Zamarznięte zbiorniki wodne to pułapka. Jeśli ktoś wpadł blisko brzegu, możemy podać szalik, gałąź, pasek od spodni, ale nie wchodźmy na taflę – dodaje Piotr Dąbrowski.

AKCJA POSZUKIWAWCZA

W sobotę na Stawach Klasztornych 26-latek próbował ratować psa, który wbiegł na lód. Niestety, mężczyzna utonął. Straż pożarna musiała przerwać poszukiwania ze względu na zapadający zmrok. Akcję wznowiono w niedzielę rano.

Piotr Dąbrowski podkreśla, że to była słuszna decyzja. – Dobry ratownik to żywy ratownik. Nie można ryzykować życiem płetwonurka czy strażaka, ratownika. Szukanie po omacku to szukanie igły w stogu siana. Jeśli do zmroku dochodzi mała przejrzystość wody, to taka akcja nie ma większego sensu. Dowódca podejmuje decyzję, proszę mi wierzyć, często z ciężkim sercem, ale taka jest po prostu procedura – dodaje Piotr Dąbrowski.

W minionych trzech latach na Klasztornych Stawach w niemal identycznych okolicznościach utonęły dwie osoby. 8-latka i 26-latek próbowali ratować psy, załamał się pod nimi lód i utonęli.

POSŁUCHAJ:

 

 

Przemysław Woś/ap

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj