Twarde Pierniki Toruń znacznie mocniejsze od Grupy Sierleccy Czarni Słupsk. Wygrana gości w najgorętszym meczu sezonu

Rozegrane w sobotę w hali Gryfia zawody zapaśnicze pomiędzy Toruniem a Słupskiem wygrał bezwzględnie mocniejszy i twardszy. Dla porządku dodajmy, że był to jednak mecz koszykówki, a drużyna Twardych Pierników Toruń pokonała Grupę Sierleccy Czarni Słupsk 94:77.

Pięknej koszykówki nie można spodziewać się w sytuacji, kiedy obu zespołom zależy na wygranej wszelkimi środkami. Od początku mieliśmy więc sporo gry fizycznej, a nie finezyjnej. Gra taka nie była doceniana przez sędziów, a do ich stylu prowadzenia meczu o wiele gorzej dostosował się zespół gospodarzy. Dość powiedzieć, że już w pierwszej kwarcie wszyscy gracze podkoszowi Czarnych – Kalif Young, Mikołaj Witliński i Beau Beech mieli odgwizdane po trzy przewinienia. Sprawa bez precedensu, która maksymalnie zawęziła pole manewru trenera Mantasa Cesnauskisa już na starcie.

TRENER SKELIN GÓRĄ

Nie sposób jednak nie docenić kunsztu trenera Ivicy Skelina, o którym krążyły legendy, a który w Słupsku potwierdził, że peany na jego cześć nie były przesadzone. A Skelin nie miał łatwego zadania, gdyż kilka dni przed meczem w jego zespole na kluczowych pozycjach rozgrywającego i środkowego pojawili się zupełnie nowi gracze – Roko Rogić i Daniel Amigo. Ten problem trener torunian przekuł jednak w atut, bo i Czarni nie znali tych graczy i radzili sobie z nimi słabo. Zaprocentowało ich doświadczenie i rzetelna realizacja taktyki. A ta nie była specjalnie wyszukana. Czarni są jednym z najgorzej rzucających za trzy zespołów w lidze. Goście skupili się więc na maksymalnym zamknięciu drogi pod kosz, gdzie łatwiej było o parę siniaków niż o zdobycie punktów. Firmowe akcje Czarnych pik’n’roll zostały zupełnie odcięte, wysocy gracze dostawali piłkę daleko od obręczy kosza i ich fizyczne „upychanie się” aby się do tego kosza zbliżyć były nieskuteczne. Sposobem aby tą obronę „rozrzedzić” były więc tylko rzuty z dystansu. Czarni nie zawiedli jednak nadziei trenera rywali i także w tym meczu razi nieskutecznością (7 trafionych na 30 prób, czyli zaledwie 20 proc.)

Mnożyły się też starty (11 do przerwy, 20 w meczu). Ale cóż to były za straty? Najgorsze z możliwych, bo niewymuszone. A to podanie przez las rąk, a to dogranie pół metra od kolegi, tudzież zupełnie bezproduktywna próba efektownego zagrania. Gospodarzom wyraźnie nie szło, i to coraz bardziej z upływającymi minutami.

WELKA AWANTURA NA BOISKU

Rywale mieli za to w ataku parę atutów jak Jahennes Manigath oraz doświadczeni Aaron Cel i Bartosz Diduszko. Przewaga Twardych Pierników długimi okresami utrzymywał się w okolicach 10 punktów, ale o wiele gorsze było to, że gra gospodarzy wyglądała coraz gorzej. W trzeciej kwarcie przewaga torunian osiągnęła 13 punktów i położenie Czarnych było coraz bardziej rozpaczliwe. Widać było, że gospodarze tego dnia argumentów koszykarskich mają zbyt mało aby szalona pogoń w końcówce mogła przynieść rezultaty.

To, co wydarzyło się w 24 minucie meczu będzie zapewne przedmiotem długich i szczegółowych analiz, bo zakończyło się wykonywaniem przez gości siedmiu rzutów wolnych. Suche fakty. Kalif Young nie może pogodzić się z odgwizdanym mu faulem numer cztery. Decyzje kontestuje łapaniem się z głowę, podskakiwaniem, biciem sędziom brawo, co w przepisach odpowiada dokładnie definicji przewinienia technicznego. Young kończy więc grę w tym meczu po zaledwie 11 minutach spędzonych na boisku. W międzyczasie sfrustrowany trener Cesnauskis lekko popycha sędziego, ale siła nie ma tu żadnego znaczenia. Znów przepisy jednoznacznie oceniają naruszenie nietykalności sędziego – przewinie techniczne. Trener Czarnych poszedł na całość. Wszczął awanturę z sędziami skutkującą drugim przewinieniem technicznym, co oznaczało odesłanie do szatni. Za chwilę jego śladem podążył Young.

ZA SŁABY WSTRZĄS

Nie ma wątpliwości, że eskalacja była świadomym zabiegiem trenera, co miało na celu wstrząśnięcie zespołem oraz pobudzenie publiczności do maksymalnie żywiołowego dopingu. To drugie udało się bardzo dobrze, niestety to istotniejsze tylko na kilka minut. Gospodarze zerwali się do aktywniejszej gry, odrobili błyskawicznie znaczną część strat (50:55) po czym wróciły koszmary. Przełomowym momentem meczu był sytuacja, kiedy przewaga Pierników wciąż wynosiła tylko pięć punktów. Dwa razy z rzędu udało się dobrze wybronić atak rywali i dwa razy skończyło się fatalnym błędami w ataku. Najpierw Billy Garrett popełnił banalny błąd kroków, a za chwilę nie wiadomo który już raz z kolei Marek Klassen miał problemy z wprowadzeniem piłki z autu. Po presją czasu popełnił stratę, a przechwyt rywali skończył się faulem niesportowym na graczu samotnie biegnącym na kosz. Torunianie odskakują znów na 10 punktów i rozpoczyna się ostateczny upadek Czarnych w tym meczu. Rolę dobijającego znakomicie wypełnił doświadczony Rogić, który idealnie znajdował kolegów na świetnych pozycjach, a ci praktycznie się nie mylili się w rzutach i mecz zakończył się bolesną porażką.

Cała „aferalna sytuacja” z zachowaniem trenera mogła budzić niesmak niektórych. Publiczność pokazała dopingowy pazur, ale też ubliżała sędziom. – Czy ta gorąca atmosfera nie była nazbyt gorąca? Zapytaliśmy po meczu Arrona Cela. – Absolutnie nie. Było świetnie, jak to zwykle w Słupsku– odpowiedział.

Trener Skelin, który też zarobił przewinienie techniczne i jako Chorwat w niejednym bałkańskim kotle bywał ocenił sprawę następująco: – Atmosfera była doskonała, a mi wróciły najpiękniejsze wspomnienia z kariery.

CZY TO MOŻE BYĆ KRYZYS? 

W meczu zadebiutował Marcus Lewis, ale w ciągu 16 minut jakie otrzymał zupełnie niczym się nie wyróżnił. Bezproduktywnie błąkał się po boisku, będąc chyba zaskoczonym tym co dzieje się w grze i poza nią. Jedyne punkty zdobył po efektownej wprawdzie akcji, ale kiedy mecz był już rozstrzygnięty. Wydaje się, że ten gracz będzie potrzebował czasu aby dać zespołowi to, czego od niego się oczekuje. Zupełnie inaczej niż nowi gracze Torunia Rogić i Amigo, którzy weszli do drużyny świetnie i mieli duży udział w zwycięstwie. – Oni z nami prawie nie trenowali, i to było dla nas wyzwanie, ale też element zaskoczenia dla Czarnych, na co liczyliśmy – powiedział po meczu Radiu Gdańsk asystent trenera Skelina, znany w Słupsku Jarosław Zawadka.

W słupskim zespole niestety nie da się nikogo wyróżnić. Może jedynie Dawid Słupiński (7 pkt. 9 zbiórek) zagrał na oczekiwanym od niego poziomie. Zawiedli liderzy i rezerwowi, czego nie da się powiedzieć o graczach drugiego planu w Twardych Piernikach, bo Michałowie Kołodziej Samsonowicz tego dnia zagrali po prostu świetnie.

Nie ma wątpliwości, że Czarni rozegrali najgorszy mecz w tym sezonie. Znacznie słabszy, niż podczas równie bolesnej porażki z Kingiem Szczecin. Gorzej, że wygląda to jakby zespół dopadał jakiś kryzys. Czy jest to opinia przesadzona dowiemy się już wkrótce, bo w grudniu do Gryfii zawitają kolejno zespoły z Gliwic, Stargardu i Radomia. Limit błędów i słabszych dyspozycji dnia wyczerpał się do zera. Pora zacząć wygrywać.

Grupa Sierleccy Czarni Słupsk – Twarde Pierniki Toruń 77-94 kwarty: 17:20, 16:19, 30:31, 14:24

Czarni: Jankowski 0, Beech 18 (2×3), Klassen 23(2), M. Witliński 2, B. Garrett 24(1) oraz Lewis 2, Musiał 0, Słupiński 7,  Young 1

Twarde Pierniki: Cel 11, Samsonowicz 14(2), Manigat 25(3), Diduszko 13(2), Amigo 8 oraz Kołodziej 10, Rogić 13(1), Janczak 0.

Krzysztof Nałęcz

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj