Mężczyzna, który zabił kuzyna 240 ciosami nożem i widelcem, trafi do więzienia. Zapadł wyrok

(Fot. Radio Gdańsk/Przemysław Woś)

Siedem lat więzienia w procesie oskarżonego o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Sprawca zadał ofierze 240 ciosów nożem i widelcem. Sąd Okręgowy w Słupsku uznał, że Leszek Ł. bronił się przed atakiem młodszego kuzyna i przekroczył granice obrony koniecznej, zabijając krewnego w afekcie.

W kwietniu 2020 roku mężczyźni pokłócili się, pijąc wspólnie alkohol. W efekcie awantury Jerzy K został zamordowany. Leszka Ł. zatrzymano dwa dni po zdarzeniu. Najpierw mężczyzna mówił, że nic nie pamięta ze zdarzenia. Jednak potem miał opowiedzieć policjantom, co się stało.

Sąd powołał trzy zespoły biegłych, które diagnozowały oskarżonego. Wydano trzy skrajnie różne opinie – jedna zakładała całkowitą niepoczytalność spowodowaną stanem krótkotrwałej psychozy w chwili popełniania zbrodni, druga – działanie w stanie silnego wzburzenia, a trzeci zespół biegłych uznał, że oskarżony był poczytalny, tylko po prostu pijany. Ofiara również znajdowała się pod wpływem dużej ilości alkoholu – pośmiertne badania wykazały jego stężenie w organizmie na poziomie czterech promili.

PROKURATOR: NIE MA MOWY O NIEPOCZYTALNOŚCI

Prokurator Robert Firlej żądał dożywocia dla oskarżonego, argumentując, że śmierć ofiary nie była efektem niepoczytalności sprawcy. – To było 240 ciosów. Nawet zakładając cios na sekundę plus walkę ofiary z napastnikiem oraz przemieszczanie się po mieszkaniu, możemy założyć, że trwało to od sześciu do siedmiu minut. Nie ma tu mowy o „krótkim spięciu”, wyłączeniu świadomości – twierdził.

Śledczy sugerowali, że Leszek Ł. stworzył i podawał korzystną dla siebie wersję wydarzeń, a także ukrywał ślady zbrodni – miał między innymi wyrzucić ubrania do śmietnika znajdującego się w pewnym oddaleniu od mieszkania. Sąd badał też poprzez analizę logowań telefonu komórkowego, czy sprawca wracał na miejsce zabójstwa, co miał zeznać jeden ze świadków. Tej teorii nie udało się jednoznacznie zweryfikować.

– Ze względu na charakter sprawy sąd ma do dyspozycji zebrane dowody i zeznania oskarżonego. One wskazują, że pomiędzy mężczyznami, krewnymi był konflikt, ale obaj postanowili go załagodzić, pijąc wspólnie alkohol, który kupili w sklepie przy ulicy Sobieskiego. Początkowo spotkanie w mieszkaniu Jerzego K. przebiegało spokojnie, ale z czasem doszło do sprzeczki, wymiany inwektyw, nazwania jednego z jej uczestników złodziejem. Oskarżony zeznaje, że Jerzy K., który był od niego większy i którego się bał, zaatakował go uzbrojony w nóż. Doszło do szarpaniny i Leszek Ł. zeznał, że nic więcej nie pamięta z tego zdarzenia. Sąd uznał, że Leszek Ł. popełnił zbrodnię, ale w wyniku obrony koniecznej, której granice przekroczył, bo działał w strachu. Ważne są dowody, a nie przypuszczenia, i tu sąd musi podkreślić to, co działo się ze strony policji – wskazywała sędzia Agnieszka Niklas-Bibik, uzasadniając wyrok.

– Przez dwa dni podejrzewany o najcięższą zbrodnię – zabójstwo – był bez obrońcy, rozpytywany przez policjantów. Początkowo mówił, że nic nie pamięta, a potem jego zeznania ewaluowały, ale jak sam powiedział w sądzie, pod wpływem policjantów, którzy mówili mu, że nikt mu nie uwierzy w to, że nic nie pamięta i że sobie tak zaszkodzi. Potem oskarżony miał informacje o śledztwie, które mógł mieć wyłącznie od policjantów, którzy pracowali nad sprawą. Według jakich procedur je przekazywano, sąd nie wie i podkreśla ten wątek, bo na sali są media. Nie wiem, dlaczego procedury zapewnienia do prawa do obrony wynikające między innymi z przepisów i wyroków europejskich, odmowy składania wyjaśnień nie przyjęły się w tej sprawie i w takich postępowaniach. Tu ważne są dowody, a nie domysły czy przypuszczenia prokuratury. Siedem lat pozbawienia wolności to kara, która jest sprawiedliwa w tej sprawie – dodała.

Sąd nakazał również wypłacenie przez oskarżonego matce ofiary zadośćuczynienia w wysokości 100 tysięcy złotych.

OBRONA NIE WYKLUCZA APELACJI

Obrońca mecenas Dawid Jach żądał uniewinnienia oskarżonego. W jego opinii mężczyzna miał ograniczoną lub całkowicie zniesioną możliwość rozpoznania znaczenia swojego postępowania. Po wyroku obrońca nie wykluczył złożenia apelacji.

– Muszę porozmawiać z klientem, bo trzeba też pamiętać o stanowisku prokuratury i żądaniu kary dożywotniego pozbawienia wolności – podkreślił.

Wyrok nie jest prawomocny. Leszek Ł. jest tymczasowo aresztowany od kwietnia 2020 roku.

Przemysław Woś/MarWer

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj