Król trzeciej kwarty. Drużyna King Szczecin zwycięska w starciu z Grupą Sierleccy Czarni Słupsk

(Fot. Radio Gdańsk/Przemysław Woś)

Grupa Sierleccy Czarni Słupsk przegrała mecz z zespołem King Szczecin, mimo że do połowy drugiej kwarty prezentowała się naprawdę dobrze, a w obronie – nawet bardzo dobrze. Gra słupszczan rozsypała się jednak w trzeciej kwarcie, co bez litości wykorzystali przeciwnicy. Zespół ze Szczecina ostatecznie wygrał mecz w hali Gryfia wynikiem 83-66.

Mecz obrony – tak można scharakteryzować pierwsze dwie kwarty, w których zespołowi King Szczecin udało się tylko raz odskoczyć na więcej niż dwa lub trzy punkty. 23-28, a potem 24-30 to najwyższe prowadzenie drużyny Arkadiusza Miłoszewskiego w pierwszych 20 minutach spotkania. Zawodnicy gości starali się spowalniać i utrudniać grę Czarnych, stosując obronę na całym parkiecie i nacisk na rozgrywających, co dwukrotnie przyniosło rezultat. Straty gospodarzy kończyły się zdobyczami punktowymi Kinga Szczecin.

Niesprawiedliwością byłoby jednak nie wspomnieć o dobrej, solidnej i zespołowej obronie Czarnych. Na parkiecie po raz pierwszy od dawna pojawił się Bartosz Jankowski, który dobrze zagrał w obronie i po ładnej akcji zdobył dwa punkty, podczas gdy ostatnio grał 11 lutego we Wrocławiu przez trzy minuty bez zdobyczy punktowej. O tym, jak trudno było Czarnym rozgrywać akcje zespołowe, niech świadczy to, że cały zespół gospodarzy miał przez dwie kwarty tylko sześć asyst, a zwykle Jakub Schenk – lider w tym elemencie gry – nie miał ani jednej (zdobywając przy tym jednak dziesięć punktów). King Szczecin wymusił w tej części gry na zespole Mantasa Česnauskisa aż dziewięć strat. Ze strony gości statystyki wyglądały prawie identycznie – siedem asyst i dziewięć strat.

Trzecią kwartę goście zaczęli od mocnego akcentu i prowadzenia w tej części gry 11-2 w ciągu dwóch i pół minuty. Na dwupunktowej zdobyczy szczecinianie zatrzymali Czarnych do połowy trzeciej kwarty, zdobywając w tej części gry w sumie 16 punktów. W końcówce trzeciej części gry Czarni nieco poprawili atak i zdołali zdobyć w sumie 12 punktów, ale goście mieli ich o 24 więcej i po 30 minutach zespół Mantasa Česnauskisa przegrywał 46-60.

CZWARTA KWARTA ZACZĘŁA SIĘ DOBRZE

Czarni ponownie po nienajlepszym początku gry w czwartej kwarcie od stanu 3-9 doszli rzutami trzypunktowymi do 59-72, ale po chwili zespół Arkadiusza Miłoszewskiego skutecznie wyegzekwował kilka akcji i przewaga znowu urosła do 20 punktów. Rzut za trzy Tony’ego Meiera na trzy minuty przed końcem czwartej kwarty pozbawił Czarnych jakiejkolwiek nadziei na zwycięstwo.

– W przerwie trener powiedział nam kilka mocnych słów i zaczęliśmy dobrze trzecią kwartę. Fajnie przyjechać, aby zagrać w Gryfii. Jak usłyszałem „Rycerzyka”, czułem ciarki na plecach. Gramy dobrze, bo w zespole jest dobra atmosfera, wiemy, co mamy robić, trener jasno to nakreśla – wskazywał po spotkaniu Kacper Borowski, wychowanek Czarnych Słupsk, a obecnie gracz drużyny King Szczecin.

– Z takim zespołem jak King nie możesz mieć przestojów. W pięć minut w trzeciej kwarcie wykorzystali naszą dekoncentrację, i odskoczyli na dziesięć i więcej punktów – tłumaczył przyczyny porażki trener Czarnych.

Za tydzień, w najbliższy czwartek (23 marca) Czarni zagrają ze Spójnią Stargard ostatni mecz z serii u siebie.

Przemysław Woś/ol

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj