Siedemdziesiąt pięć lat temu na jeziorze Gardno koło Słupska miała miejsce największa tragedia w historii żeglugi śródlądowej w Polsce. Podczas rejsu 18 lipca 1948 utonęło dwadzieścia pięć osób. Czworo dorosłych opiekunów i dwadzieścia jeden harcerek z drużyny z Łodzi, które wypoczywały na obozie w Gardnie Wielkiej. Harcerze, w sumie 42 osoby, wsiedli na dwie niewielkie łodzie rybackie, które miały przetransportować wszystkich do portu w Rowach po drugiej stronie jeziora. Odległość, którą miały pokonać to około siedmiu kilometrów.
Niedoświadczeni rybacy zgodzili się zabrać na pokład łodzi zbyt dużą liczbę pasażerów. Gdy jedna z łodzi zaczęła nabierać wody, część młodych harcerek przesadzono na drugą jednostkę, powodując jej przeciążenia. W efekcie obie łodzie zatonęły. Akcja ratownicza zorganizowana przez miejscową ludność pozwoliła na uratowanie jedynie części pasażerów. Bilans był jednak tragiczny. Utonęło w sumie dwadzieścia pięć osób, cztery dorosłe kobiety i 21 dzieci. Najmłodsze ofiary miały 8 i 10 lat.
W procesie sądowym, który odbył się w Słupsku, organizujący rejs przewoźnicy zostali skazani na kary więzienia: Wiesław R. na pięć lat, a Wacław T. na dwa lata. Trzeci z podejrzanych uciekł po tragedii.
W 2009 roku obok kościoła w Gardnie Wielkiej odsłonięto obelisk upamiętniający to tragiczne wydarzenie.
Przemysław Woś/ar