Uratował tonącego psa na gdańskim Chełmie. Pod zwierzęciem załamał się lód

(Fot. Radio Gdańsk/Marta Włodarczyk)

Do bohaterskiego czynu doszło w jarze Wilanowskim na gdańskim Chełmie. Pan Krzysztof wszedł do zbiornika retencyjnego, aby uratować psa, pod którym załamał się lód. Zwierzę nie mogło się wydostać. Mężczyzna podholował je do brzegu i przekazał właścicielowi. Jak sam mówi, nie wahał się ani chwili.

W niedzielę około godziny 12:00 pan Krzysztof udał się do jaru Wilanowskiego na spacer. To właśnie wtedy zauważył tonącego psa, któremu jak najszybciej ruszył z pomocą. Zwierzę było otoczone z każdej strony krami i nie potrafiło samodzielnie wydostać się z wody.

– Kiedy przechodziłem koło zbiornika, zauważyłem, że pies się topi. Ktoś próbował coś zrobić, ale i tak wiedziałem, że się nie uda. Było widać, że pies jest zakleszczony wokół lodu. Instynktownie rozebrałem się i wskoczyłem do wody. Jakaś pani prosiła, abym tego nie robił, ale powiedziałem, żeby się nie martwiła. Wiedziałem, że tu jest lekko zalany murek. To oznaczało, że nie musiałem wchodzić do wody od początku, a dopiero potem. Nie wiedziałem, jaka jest głębokość. Inni próbowali udrożnić drogę, jeden pan próbował wyciągnąć psa także kijem. Skutki były takie, że lód na początku się skruszył, ale reszta stawu wokół pieska była zamarznięta. Jak podpływałem do niego, bałem się, że mnie ugryzie, ale jak wyciągnąłem rękę, wiedział, że chcę mu pomóc. Pomagał mi łapkami – mówi pan Krzysztof.

POMOGŁO MORSOWANIE

Pan Krzysztof jest doświadczony, jeśli chodzi o kontakt z zimną wodą – jest morsem, ponieważ przygotowywał się do sportów ekstremalnych. Trenuje biegi przeszkodowe.

– Rozgrzewką jest bieg na pięć kilometrów. Później wchodzimy do wody i jesteśmy strasznie rozgrzani. Dla nas to dużo większy szok niż przy wejściu do wody bez rozgrzewki. Już wcześniej miałem szok termiczny w morzu. Nie zastanawiałem się, co by było, gdybym nie wydostał się spod lodu, ale osobie niedoświadczonej mogłoby się coś stać. Widziałem w oczach psa, że wie, że mu pomogę – dodaje mężczyzna.

TRZEBA LICZYĆ SIĘ Z ZAGROŻENIEM

Jak podkreśla Jakub Friedenberger z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Gdańsku, każde wejście na lód wiąże się z ryzykiem.

– Lód może się załamać, więc bez odpowiedniego przeszkolenia i sprzętu możemy mieć wielkie trudności. Zawsze polecamy szkolenie pod okiem instruktorów przeszkolonych w autoratownictwie lodowym, na którym uczymy się reakcji naszego organizmu na zimno i tego, jak wyjść z lodu. Podstawową rzeczą, jakiej potrzebujemy, są kolce lodowe – wskazuje.

Strażak dodaje, że przebywanie we wspomnianych warunkach może skończyć się tragicznie. – Zimna woda, lód i niska temperatura sprawiają, że może dojść do hipotermii, wychłodzenia organizmu, może nastąpić też zatrzymanie akcji serca czy utonięcie. To konsekwencje, które mogą następować po sobie, jeśli w odpowiednim czasie nikt nie udzieli pomocy. Jak analizowałem film, widziałem, że ten pan dość pewnie wchodził do wody; widać było, że jest z nią obyty. Ryzyko zawsze jest, ale znał akwen i miał grunt pod nogami. Akcja zakończyła się sukcesem – wyjaśnia.

„TO RODZAJ BOHATERSTWA”

Spotkani mieszkańcy chwalą pana Krzysztofa i nazywają go bohaterem. – To kwestia miłości do zwierząt, nie każdy by tak postąpił. Dobrze, że mu się udało – ocenia jedna z mieszkanek.

– Wskoczenie do wody przy tak niskiej temperaturze to rodzaj bohaterstwa, który jednak przeciętnemu człowiekowi grozi poważnymi konsekwencjami zdrowotnymi. Nie każdy ma taką odwagę. Na rekreacyjnym terenie psy powinny być na smyczy. Tu chodzą dzieci – dodaje inny gdańszczanin.

W sytuacji, gdy pod kimś załamie się lód, w pierwszej kolejności należy zadzwonić na numer 112. Strażacy lub inne osoby uprawnione do ratownictwa wodnego zjawią się wtedy z odpowiednim sprzętem.

Marta Włodarczyk/mm

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj