Morskie opowieści Trójmiasta. Legendy i tajemnice brzegu Bałtyku

(fot. Pixabay)

Złote plaże, morska bryza i zabytkowa architektura to tylko część uroku Trójmiasta. Każdy kamień, każdy zakątek opowiada własną historię, pełną magii i przygody. Przygotujcie się na wycieczkę śladem legend, które wciąż żyją w sercach mieszkańców i gości odwiedzających te niezwykłe miejsca.

LEGENDA O ZEGARZE W BAZYLICE MARIACKIEJ

Kościół Mariacki w Gdańsku słynie nie tylko z bogatej historii i wspaniałej architektury, ale także z jednej z najbardziej fascynujących legend związanych z zegarem, który kiedyś ozdabiał jego wieżę.

Historia ta opowiada o tragicznym losie dwojga zakochanych – pięknej, ale niesfornej córki burmistrza, Orany, i jej ukochanego, mistrza Hansa, który zdobył wielką sławę jako zegarmistrz. Ich miłość była zakazana. Ojciec Orany nie mógł zaakceptować mezaliansu. Zakochani spotykali się potajemnie, ale plotki o ich romansie rozchodziły się po Gdańsku.

Pewnego dnia burmistrz postanowił sprawdzić, co jego córka robi w kościele Mariackim, gdzie mistrz Hans pracował nad stworzeniem wspaniałego zegara. Gdy zobaczył Hansa na drabinie, zaniepokojony postanowił z nim porozmawiać. Jednak zegarmistrz był wówczas zbyt zajęty i nie przyjął ojca Orany z należytą uwagą. To uraziło burmistrza, który w gniewie ugodził Hansa sztyletem. Spadając z drabiny, mistrz Hans próbował się złapać różnych części zegara, co doprowadziło do uszkodzenia przyrządu. Od tego czasu zegar nie był w stanie wskazywać czasu i aż do roku 1990 pozostał nienaprawiony.

Więcej o tajemnicy zegara z Bazyliki Mariackiej można posłuchać w naszej audycji >>>TUTAJ.

(fot. Wojtek Jakubowski /KFP)

LEGENDA O ORUNI

Osada Dębowa Góra, znana także jako Orunia, była kiedyś zamieszkiwana przez pięciu silnych braci, którzy opiekowali się przepiękną siostrą Oraną. Zapewniali jej życie w dobrobycie i chronili jak lwy przed światem zewnętrznym. Gdy już dziewczyna trochę podrosła, wybłagała u swoich braci, by pozwolili jej pojechać do Gdańska. Orana zakochała się w mieście od „pierwszego wejrzenia”, a szczególnie zainteresowały ją kościoły, które regularnie odwiedzała. Podczas wizyt w Gdańsku dowiedziała się, że jej bracia utrzymywali się, napadając na podróżnych. Zszokowana dziewczyna postanowiła uciec do Gdańska i wstąpić do zakonu.

Po latach doszło jednak do jeszcze jednego spotkania rodzeństwa, niestety w strasznych okolicznościach. Orana była już wtedy przełożoną w jednym z gdańskich klasztorów. Przejeżdżała blisko Dębowej Góry i przewoziła złoty relikwiarz na głowę św. Barbary. W monecie gdy powóz zbliżył się do osady, napadli na niego jej bracia i ostrzelali strzałami. Jedna ze strzał trafiła ich siostrę. Orana zmarła. Załamani rozbójnicy jako pokutę za śmierć siostry postanowili przenieść wielkie głazy na szczyt Dębowej Góry. W wyniku tej ciężkiej pracy zmarli, a osada została nazwana Orunią.

(fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

GDAŃSKA LEGENDA O ŻABIM KRUKU

Ta romantyczna legenda opowiada o miłości Wojtka i Róży. Wojtek był flisakiem, a Róża córką bogatego kupca. Ich miłość stanowiła mezalians, co w tamtych czasach było trudnym wyzwaniem. Wojtek postanowił zdobyć pieniądze na strój mieszczanina, by poprosić ojca Róży o zgodę na ich związek. Gdy Róża zobaczyła go w nowym stroju, zaproponowała mu wyjście na bal w Dworze Artusa. Po kilku tańcach z ukochanym Róża zaczęła tańczyć z nieznajomym mężczyzną. Wspaniale się razem bawili, a wszyscy obecni na balu byli zafascynowani tą parą. Tylko Wojtek rozpoznał w nim diabła. Próbował ostrzec kochaną, ale Róża tylko powiedziała: „Nie kracz złowieszczych słów!”. W tej chwili Róża zniknęła z diabłem, a flisak zamienił się w kruka.

Kruk, który nie za dobrze latał, spadł do bajorka w okolicach Starego Przedmieścia. Mieszkały tam żaby, które widząc boleść Wojtka, obiecały mu pomóc. Żabi król dowiedział się, gdzie ukryta jest Róża. Okazało się, że diabeł zamienił ją w kwiat i schował w pieczarze, ponieważ nie mógł dłużej słuchać jej płaczu za ukochanym i dawnym życiem.

Wojtek postanowił ją uratować. Dostał eliksir, który usypiał tego, kto go wypił, i ruszył na ratunek. Skoczył na twarz diabła i wybił mu czarci trzon. Wojtek i Róża odzyskali swoje dawne postacie. Zabrali belzebubowi ząb i udali się z powrotem do Gdańska. Ojciec dziewczyny zgodził się na ślub w tych okolicznościach, a czarci trzon wisi do dziś po prawej stronie wejścia do Dworu Artusa.

Legendarna opowieść o Żabim Kruku przetrwała do dziś jako symbol prawdziwej miłości i poświęcenia.

(fot. pixabay.com)

SOPOTLUDKI

Ta historia mógłby zacząć się jak każda typowa bajka. Dawno, dawno temu, niedaleko plaży mieszkały kiedyś krasnale nazywane przez wielu „Sopotludkami”. Były one niezwykle przyjaznymi stworzeniami, które przyjaźniły się z wszystkimi – zarówno magicznymi, jak i tymi niemagicznymi mieszkańcami zatoki gdańskiej. Krasnale były też wyjątkowo odważne. Nie bały się niczego i nikogo oprócz burz, które niestety często nawiedzały te okolice. W pewnym momencie postanowiły jednak rozwiązać ten problem i schować się pod ziemię. We wzgórzach, które otaczały Sopot, utworzyły zatem podziemne miasto, w którym nie brakowało długich oraz krętych korytarzy i jaskiń. Kiedy tylko przychodziła burza, szybko uciekały w to miejsce i się chowały.

Opiekę nad kluczami do tej kryjówki powierzono krasnalowi Kłódkiewiczowi. Na czele sopockiej społeczności krasnoludków stał natomiast dziadek Krasnaliński. Mimo że był on już stary, cechował się ogromna energią. Często zdarzały mu się sytuacje, że wraz z lokalnymi ptakami wybierał się nad Zatokę Gdańską. Podczas jednej z nich zobaczył wielką, ciemną burzową chmurę, która biegła po niebie w stronę Sopotu. Postanowił więc zawrócić jak najszybciej, aby ostrzec inne krasnale. Czasu było naprawdę niewiele. Niestety, podczas tego nagłego manewru, zgubił klucze do kryjówki. Burza, która tak bardzo go zaniepokoiła, ostatecznie ominęła Sopot, ale krasnale do dziś bezskutecznie szukają swojego zaginionego klucza.

Według legendy, gdy spacerujemy po Sopocie, wciąż możemy dostrzec maleńkie skrzaty, chodzące z nosami przy ziemi i przy świetle malutkich latarni.

(Fot. Andrzej J. Gojke / KFP)

OPERA LEŚNA I LEGENDA O PIĘKNEJ ALDZIE

Nazwa „Opera Leśna” wiąże się z amfiteatrem w Sopocie, gdzie odbywa się słynny Festiwal Piosenki. Ale za tym miejscem kryje się również romantyczna legenda.

Dawno temu, kiedy Sopot był jeszcze grodziskiem mieszkała w nim kobieta przecudnej urody o imieniu Alda. Była ona córką jednego z najbardziej zamożnych w tej osadzie rybaków. Z racji tego, że była niezwykle atrakcyjna, nie mogła narzekać na brak adoratorów. Żaden nie potrafił jednak jej w sobie rozkochać. Często zdarzało się nawet, że musiała uciekać przed natarczywymi amantami do lasu. Las kochała i znała doskonale, ponieważ bywała tam od najmłodszych lat. Razem z innymi dziewczętami szukały tam kwiatu paproci. Podczas jednej z takich wędrówek doszła do miejsca, w którym nigdy wcześniej nie była. Zobaczyła cichą, piękną dolinę, otoczoną z każdej strony drzewami. Z racji tego, że była już trochę zmęczona, Alda usiadła na kamieniu i zaczęła rozmyślać nad swoim ciężkim losem, nucąc jednocześnie piosenkę. W zaledwie kilka chwil wokół niej zaczęło pojawiać się inni mieszkańcy lasu. Zwierzęta przysłuchiwały się temu, jak Alda śpiewa. A kiedy zakończyła, od razu się rozbiegły. Od tego czasu dziewczyna przychodziła na polane coraz częściej, aby móc w spokoju pośpiewać.

Jak można się domyślić, z uwagi na fakt iż była ona tak znaną postacią, nie mogła pozostać całkowicie niezauważona. Jeden z jej adoratorów, który był wyjątkowo porywczy postanowił ją śledzić. Gdy tylko Alda dotarła do swojej polany, mężczyzna chcąc to wykorzystać, wybiegł nagle z lasu i zażądał pocałunku. Alda nie zgodziła się i wywiązała się między nimi szarpanina. Wtedy właśnie z lasu wyszły zwierzęta, które stanęły w obronie swojej śpiewającej przyjaciółki. Porywczy adorator został poturbowany, ale udało mu się porwać Aldę i uprowadzić ją nad morze, gdzie czekała łódź.

Już wydawało się, że nie ma dla dziewczyny ratunku, kiedy na pomoc Aldzie przyszedł kolejny obrońca, jakim był silny podmuch leśnego wiatru, który spowodował roztrzaskanie się łódki. W tym momencie na plaży pojawił się władca grodziska razem ze swoją świtą, który kazał aresztować porywczego adoratora. Jak to zwykle w legendach bywa, piękna Alda szybko potem zakochała się w swoim wybawcy. Po weselu opowiedziała mu, jak zwierzęta leśne stanęły w jej obronie. Od tego czasy już jako para zakochanych śpiewali razem na leśnej polanie w otoczeniu zwierząt. Na pamiątkę tych wydarzeń książę postanowił wybudować w lesie niewielki teatr, aby nie tylko zwierzęta mogły cieszyć się muzyką w tym niesamowitym otoczeniu.

(fot. Pixabay)

Trójmiasto wciąż skrywa wiele tajemnic, czekając na odkrycie przez kolejne pokolenia, które się z nimi zetkną. Dlatego też zapraszamy do dalszego odkrywania legend, które nigdy nie przestaną fascynować swoją magią.

Viktoria Nowicka

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj