Lekarz pediatra: Dorośli, którzy wkładają smoczki do ust, narażają małe dzieci na infekcje i próchnicę

DSC 2856 Fotor Copy

Należy dopuścić do kontaktu dzieci z bakteriami, które bytują w naszym otoczeniu. To sprzyja budowaniu odporności – mówiła w Radiu Gdańsk dr n. med. Bożena Kujawska- Kapiszka, specjalista pediatrii, alergologii i immunologii ze Szpitala Dziecięcego „Polanki” w Gdańsku. – Rodzice, którzy wszystko dookoła dziecka odkażają i czyszczą, mogą narazić je na alergie. Takie dzieci są też mniej odporne i częściej chorują. Nie oznacza to, ze mamy nie zachowywać higieny, ale róbmy to z rozsądkiem – apelowała lekarka w rozmowie z Joanną Matuszewską.

Pediatra mówiła, że jeśli dziecko choruje częściej niż 12 razy w roku, trzeba zbadać jego odporność. – Wówczas jeśli w wywiadzie są dodatkowo np. dwa zapalenia ucha w ciągu roku, albo zapalenia płuc, należy przyjrzeć się takiemu pacjentowi uważnie i sprawdzić, czy nie ma zaburzonej odporności. Takie dzieci jeśli trafią do żłobka, albo przedszkola mogą bardzo ciężko przechodzić infekcje. 
 
Dodała, że układ odpornościowy dziecka kształtuje się do 7-8 roku życia. Wówczas liczba infekcji spada i dzieci chorują dużo mniej. 
 
fot. Arkadiusz Zawiślak
 
Lekarka krytycznie odniosła się do wkładania do ust przez osoby dorosłe dziecięcych smoczków. – To zagrożenie dla malucha. Rodzice, albo babcie i dziadkowie, mają w jamie ustnej swoją własną florę bakteryjną, ale przede wszystkim zagrożeniem dla niemowlęcia może być próchnica zębów, o której dorosły może nawet nie wiedzieć. To może być źródło poważnych zachorowań u małego dziecka – tłumaczyła dr Kujawska- Kapiszka. 

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj