Oskarżyciel w procesie Grudnia ’70: „To Gomułka wydał rozkaz strzelania do ludzi”

 – Gomułce przedstawiono nieprawdziwy obraz wydarzeń grudniowych. Powiedziano mu, że ranni są milicjanci, a tłum szaleje. Wtedy padł rozkaz strzałów do robotników- mówił w Radiu Gdańsk prokurator Bogdan Szegda, oskarżyciel w procesie Grudnia ’70.
– Nie przyjmuję uwag dotyczących śledztwa w sprawie Grudnia ’70. Trzeba pamiętać, jakie były uwarunkowania. Trudno nie pamiętać o tej sprawie. W październiku 1993 roku minister Piątkowski podjął decyzję, że śledztwo z Gdyni przechodzi do Prokuratury Powszechnej. Wiedziałem, że ta sprawa ma w sobie ładunek historyczny. Była dla mnie wyzwaniem. Akt nie otrzymałem od razu. W 1993 roku częściowo umorzono śledztwo. Złożono zażalenia. Zacząłem prowadzić to śledztwo dopiero w 1994 roku – wspominał podczas Rozmowy Kontrolowanej prokurator Bogdan Szegda.

GOMUŁCE PRZEDSTAWIONO FAŁSZYWY OBRAZ

Prokurator uważa, że wydanie rozkazu strzału do robotników było między innymi wynikiem złego przekazania informacji. – To był cały proces decyzyjny co do oddania strzałów do ludzi. Nie było zgody w tej sprawie. Najpierw była pokojowa manifestacja i prośba o rozmowę z władzą. To była pierwsza taka forma po roku 1956. Gomułce przedstawiono nieprawdziwy obraz, że ranni są milicjanci. Wtedy wydał zgodę na użycie broni palnej wobec strajkujących.

– Miał być tylko  strzał w górę i potem w nogi. Generał Jaruzelski wydał uzupełnienie tego rozkazu. Jest on więc osobą współodpowiedzialną za te wydarzenia. Rola Gomułki ogranicza się do tego, że zakazał on używania broni z wozów bojowych, ale już na inną formę się zgodził. Bo nie zakazał wprost – mówił gość Agnieszki Michajłow.

SPRAWA GRUDNIA JEST ZAKOŃCZONA

Zdaniem prokuratora Bogdana Szegdy, proces w sprawie Grudnia ’70 jest zakończony, ale nie przyniósł żadnego rozwiązania. – W tej chwili postępowanie będzie umorzone wobec śmierci Stanisława Kociołka. Sprawa grudnia jest więc zakończona. Odczuwam zawód, że nie doszło do zakończenia tego postępowania w sensie sądowym. Prokuratura prowadziła je rok i dwa miesiące, zrobiliśmy wszystko w tym czasie. Mimo prób i wniosków, żaden sąd się z tym nie uporał. Największym paradoksem jest to, że dzisiaj każda, nawet drobna rozprawa jest nagrywana, a ta ważna, najważniejsza nie była rejestrowana. To wyjątkowo niezręczna sytuacja, że proces przez tyle lat toczył się w Warszawie i mało co z tego wynikło. Powinien zakończyć się w ciągu trzech lat – mówił w Radiu Gdańsk prokurator Bogdan Szegda.

Agnieszka Michajłow/mich/mar
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj