„Pracownicy socjalni ciągle odchodzą. To bardzo męcząca praca”

– Nigdy nie dojdziemy do idealnej sytuacji. Nieważne, jak ciężko pracujemy, wszystkich problemów nie rozwiążemy – mówił na antenie Radia Gdańsk Krzysztof Sarzała.

Szef Centrum Interwencji Kryzysowej w Gdańsku, koordynator gdańskiego oddziału Fundacja Dzieci Niczyje, był gościem Rozmowy Kontrolowanej. Wywiad przeprowadziła Agnieszka Michajłow.

CIĘŻKA PRACA

Krzysztof Sarzała zajmuje się pomocą innym. Zaznaczał, że w tym sektorze bardzo ciężko zatrzymać pracowników na dłużej. Problemem są między innymi ciężkie warunki pracy.

– Pracownicy socjalni rozmawiają w zgiełku, pracują biurko w biurko. To tak, jakby rozmawiać z petentem na poczcie o intymnych sprawach. Dla mnie to nie do pomyślenia. Zresztą podobnie mają policjanci, którzy przynoszą własne komputery do pracy i chodzą po domach, co jest naprawdę niebezpieczne. Praca w tym obszarze jest bardzo skomplikowana – tłumaczył Krzysztof Sarzała.

Szef CIK mówił również o tym, że sama praca w pomocy społecznej jest po prostu męcząca. – Nigdy nie będzie tak, że osiągniemy stan idealny. Mamy nowe technologie, więc jest nieźle. To jednak niekończąca się praca. Ludzie odchodzą, bo to bardzo męczące. Wtedy musimy szkolić kolejnych ludzi – wyjaśniał.

– Cieszę się, że jesteśmy w Europie, bo możemy korzystać z dodatkowych doświadczeń. Jest dużo fantastycznych programów profilaktycznych. Zapraszamy specjalistów z całego świata, którzy trenują naszych pracowników. Na dół ściąga nas jednak proza życia. To, że najważniejsi są opluwający się w studiu telewizyjnym politycy – dodawał.

PIENIĄDZE NIE SĄ ROZWIĄZANIEM

Krzysztof Sarzała w rozmowie z Agnieszką Michajłow zaznaczał jednak, że ratunku nie widzi w dodatkowych pieniądzach – Dopłata na pewno nie wystarczy. Potrzebna jest też zmiana w sposobie myślenia zarówno zarządzających, jak i wykonujących tę pracę. Możemy zrobić niewiele, ale powinniśmy cieszyć się tym niewielkim kawałeczkiem. Dziś ubolewam, że nie szanujemy swoich kompetencji nawzajem. Każdy wie lepiej, jak powinien pracować ktoś inny. Szanujmy się nawzajem, szanujmy swoje doświadczenia – apelował.

WPIS NA FACEBOOKU

Koordynator gdańskiego oddziału Fundacja Dzieci Niczyje napisał post na Facebooku, w którym opisywał swoje obserwacje nocnego Gdańska:

Myślisz, że znasz swoje miasto? Jeśli nie jesteś policjantem niskiej rangi, ani drogowcem na nocnej zmianie to nie znasz. Wystarczy jednak kosztem snu spędzić trochę czasu na ulicy, żeby przekonać się, że po zmierzchu Gdańsk nie jest już tym samym: dość zamożnym, pnącym się nieznośnie w górę, historycznie pogmatwanym, w zasadzie miłym do życia środkowoeuropejskim miastem. Miastem sytych, zarozumiałych gdańszczan.

Nocą na ulice miasta wychodzą przeźroczyści z podkrążonymi oczami, w niemodnych ciuchach. Być może będziesz zaskoczony jak ja, ale sprawiają wrażenie koszmarnie zagonionych. Mimo, że nie pędzą do pracy ani na umówione spotkanie biznesowe wydają się spieszyć się, jakoś tak rozpaczliwie. Krążą po ulicach od śmietnika do śmietnika, od popielniczki do popielniczki. Muszą ubiec innych przeźroczystych. Uważnie patrzą pod nogi, grzebią natarczywymi dłońmi, błądzą wzrokiem po wilgotnych wnętrzach zabytkowych zaułków, cuchnących moczem zakamarkach starówki, kontenerach wyrzuconych poza mury zamkniętych osiedli. Cieszą się na widok tłuściutkich od ekskluzywnych petów popielniczek przy wejściu dla artystów opery, od strony Towarowej lub przy gęstym od dymu wjeździe do klubu P. Nocą po ulicach mego miasta chodzą dziewczęta z papierosem przyklejonym do czerwonych ust, a smartfonem przyklejonym do ucha. Pojawiają się, nie wiadomo skąd dziwni ludzie, podśpiewujący pod nosem, a czasami krzyczący ile sił w płucach, z wzrokiem utkwionym nigdzie.

Rano, męcząc silnik swojego Volvo w nieznośnym, trójmiejskim korku nie masz szans ich zobaczyć. Nie zostaną też Twoimi znajomymi na facebooku, więc nie dowiedzą się jaki jesteś fajny.

– To nie żaden wyrzut. To chyba historia o mnie samym. Nie spędzam za dużo czasu w nocy na ulicach Gdańska, ale skoro zdarzyła się już taka sytuacja, to sam w sobie odkryłem w sobie, że nie wiem na czym polega życie. A paradoksalnie pracuje w ośrodku pomocy. Okazało się, że świat po zmierzchu wygląda inaczej niż się spodziewałem – wyjaśniał Krzysztof Sarzała.

ZUPEŁNIE INNE SPOJRZENIE

Jak zaznaczał specjalista, do tej pory myślał, że wie na czym polega bezdomność. – Widziałem to tak: albo ktoś wybiera taki sposób życia, bo nie chce stosować się do norm, albo to są ludzie nieszczęśliwi, którym nie powiodło się w życiu. Po tej mojej „przygodzie” z nocnym Gdańskiem, mam poczucie, że skala jest znacznie większa, a także, że znajdują się tam ludzie zupełnie inni. To są ludzie, którzy bardzo starają się przeżyć, praca nie daje im wystarczającego dochodu i dorabiają sobie wybierając resztki, szukając puszek – opisywał.

– Widziałem też grupy dziewcząt mocno wymalowanych, często pod wpływem środków odurzających, głośnych i agresywnych. To też zastanawiające, co ci ludzie robią. Czy szukają przygody, czy pracują? – zastanawiał się Sarzała.

Wiktor Miliszewski

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj