Szantażowanie Polski przez Komisję Europejską, nieprawidłowości w Gdańskich Nieruchomościach i paraliż komunikacyjny. Płażyński: „Bruksela uznała swoją porażkę”

Coraz częściej i w coraz ostrzejszych słowach mówi się wprost o tym, że Komisja Europejska politycznie szantażuje Polskę, grożąc odebraniem lub zablokowaniem pieniędzy z funduszy unijnych. Między innymi o tym Piotr Kubiak dyskutował na naszej antenie z „Gościem Dnia Radia Gdańsk”, a był nim Kacper Płażyński, pomorski poseł Prawa i Sprawiedliwości oraz członek sejmowej komisji ds. Unii Europejskiej. W audycji szukano również odpowiedzi na pytania dotyczące lokalnych problemów: czy władze Gdańska lekceważą kłopoty komunikacyjne mieszkańców południowych dzielnic miasta i do jakich nieprawidłowości dochodzi w Gdańskich Nieruchomościach?

Rozmowę rozpoczęto od polityki europejskiej w kontekście gróźb finansowych kierowanych w kierunku Polski.

– Unia Europejska, a przynajmniej niektóre z jej organów (jak choćby Komisja Europejska i pani komisarz) wykonują zadania bardziej natury politycznej. Mają one na celu odsunięcie Prawa i Sprawiedliwości od władzy, a nie wykonywanie prawa Unii Europejskiej zgodnie z traktatami. Zresztą wielu polityków europejskich nie kryło się z tym przez ostatnie lata, jak choćby niemiecka eurodeputowana, wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego Katarina Barley, która wprost mówiła, że niektóre państwa za ich stosunek do różnych rzeczy, również ideowych, należy zagłodzić, zamrozić, nie wypłacać im subwencji. I to jest konsekwentnie stosowane – wskazywał Kacper Płażyński.

Poseł uważa, że Polska jest po dyskryminowana i coraz częściej zwracają na to uwagę politycy z innych państw.

– Niedawno zwrócił na to uwagę premier Słowenii, gdy gościł w naszym kraju. W jasnych słowach powiedział, że widzi, iż nie wygrywają oceny merytoryczne, ale oceny stricte polityczne, które są wymierzone w polski rząd, żeby osiągnąć cele, które miałyby sprawić, aby w sondażach i wyborach PiS przegrał. Dlaczego? Ponieważ PiS jest w pewnej konkurencji do nurtu w zachodniej Europie, jeśli chodzi o kwestie ideowe, a także jeżeli chodzi o to, jak widzi Unię Europejską i jak widzi kwestie relacji z Rosją. My mamy po prostu inny punkt widzenia niż nasi koledzy z Francji czy z Niemiec, którzy od lat usilnie i twardo z Rosją współpracują. Wiadomo, że to jest niezgodne z naszym interesem narodowym i my się mocno temu sprzeciwiamy, ale przez to często przeszkadzamy ich interesom – podkreślił Kacper Płażyński.

Prowadzący audycję i jego gość zastanawiali się, co Polska zrobi w sytuacji, gdy Unia faktycznie zablokowałaby wypłatę pieniędzy.

– W tym momencie trzeba dążyć przede wszystkim do tego, aby uspokoić nastroje wokół tej sprawy. Tym bardziej, że widać – choćby po wypowiedziach Donalda Tuska – że Bruksela uznała swoją porażkę i dalsze brnięcie w pewne sprawy, niezgodne z prawem europejskim, po prostu ją pogrąży. A przypomnę, że Donald Tusk od lat – także jako przewodniczący UE – mówił otwarcie i publicznie o tym, że trzeba nakładać na Polskę sankcje. A teraz zauważył, że zmieniła się koniunktura i nie ma szans na to, żeby te środki zabrać naszemu krajowi. W efekcie to, co obecnie mówi, to jest taka „mowa faryzeusza”. Jednocześnie pokazał, jak w rzeczywistości zapadają decyzje w Unii Europejskiej. Zbiera się ekipa kolegów w białych kołnierzykach, siadają do lampki wina albo dobrego koniaczku i mówią: „To co robimy, dajemy tej Polsce kasę, czy nie dajemy?”. To niestety jest brutalna rzeczywistość. Na szczęście coraz więcej głosów rozsądku przebija w UE – mówił poseł.

Kacper Płażyński podkreślił także fakt, że obecnie Komisja Europejska nie wydała żadnej decyzji dotyczącej rzekomego odebrania lub zablokowania Polsce jakichkolwiek środków finansowych.

– Wszystko wskazuje na to, że tak się nie stanie, w związku z czym rozmowy o hipotetycznych wydarzeniach w dyplomatycznym języku nikomu nie służą. Po co mamy zaostrzać tę dyskusję, skoro wydaje się, że już ja wygraliśmy? – pytał retorycznie.

Kolejnym tematem rozmowy były niepokojące doniesienia odnośnie tego, co dzieje się Gdańskich Nieruchomościach.

– Dochodzi tam do sytuacji, w których po wykonaniu remontów przez prywatne firmy, nawet jeśli okazuje się że te remonty były wykonane wadliwie – dochodziło do zalań, pojawiał się grzyb, ujawniały się takie wady, które po krótkim czasie od remontu uniemożliwiały mieszkanie w lokalu – nie zgłaszano konieczności naprawy w ramach rękojmi lub gwarancji. Robi się więc taką genialną, piękną przysługę wykonawcom; nie muszą oni ponosić odpowiedzialności za swoje błędy. Tym samym remonty za miliony, a może i za dziesiątki milionów złotych, są wyrzucaniem pieniędzy w błoto i dotowaniem kilku prywatnych biznesów. Lista firm, które wygrywają przetargi, jest bardzo krótka. To jest działanie na niekorzyść nie tylko potencjalnych mieszkańców tych lokali komunalnych, ale wszystkich gdańszczan, którzy za to ostatecznie płacą. Takich spraw w Gdańskich Nieruchomościach jest bardzo dużo – zauważył Płażyński.

– Poza wielkim bałaganem to krzywdzenie samych pracowników. Oni widzą przecież, co się dzieje, że są niedobre praktyki graniczące z przestępstwami. Okazuje się również, że od ponad dwóch lat w prokuraturze toczy się gigantyczne śledztwo – o czym wcześniej nie wiedzieliśmy – dotyczące nieprawidłowości w Gdańskich Nieruchomościach. W odpowiedzi, które otrzymałem na interwencje poselskie (a prosiłem o dokumenty od prezydent Dulkiewicz odnośnie różnych remontowanych lokali), pani Dulkiewicz poinformowała mnie, że nie może mi tych dokumentów przekazać, gdyż… toczy się śledztwo i te dokumenty zostały zajęte! Na marginesie dodam tylko, że nie wiem, jak to jest możliwe, że prezydent miasta Gdańska nie ma elektronicznego obiegu dokumentów albo kopii dokumentów, które przekazała na potrzeby śledztwa. Odczytuję to zatem tak, że bardzo gorąco jest teraz w Urzędzie Miasta Gdańska w rejonie polityki komunalnej, władze Gdańska bardzo boją się tego tematu, nie chcą odpowiadać na pytania, nie chcą przekazywać informacji, boją się tego śledztwa. Taka sprawa może bardzo wysoko sięgnąć urzędników w mieście Gdańsku i sprawić, że pęknie pewien szklany sufit, jeżeli chodzi o to, kto, co i jak mówi – podkreślał Kacper Płażyński.

Ostatnią kwestią poruszoną w programie „Gość Dnia Radia Gdańsk” jest wciąż pogłębiający się problem komunikacyjny południowych dzielnic Gdańska. Obecnie mówi się wręcz o paraliżu drogowym, a niestety sytuacja, ze względu na kolejne inwestycje realizowane przez deweloperów, prawdopodobnie będzie pogarszać się. Jak mówił prowadzący audycję Piotr Kubiak, pojawiają się już żarty, choć to już chyba jest śmiech przez łzy, że prezydent Gdańska buduje taką politykę klimatyczną, aby zmusić mieszkańców do biegania do centrum miasta.

– Ciężko mi sobie wyobrazić emerytów, którzy będą biegać do śródmieścia. A tak całkiem poważnie to kłopot jest w tym, że południowe dzielnice rozwijają się w następujący sposób (o czym informujemy od lat mieszkańców i krytykujemy władze, zarówno Adamowicza, jak i Dulkiewicz): daje się działki deweloperom, oni budują bardzo dużo, natężenie ruchu jest ogromne i wciąż się zwiększa. Poza kwestiami powodziowymi to sprawia, że generowany ruch musi się gdzieś zatrzymywać. A że nie buduje się arterii drogowych ani ścieżek rowerowych, to ten ruch po prostu stoi. W skrócie: za deweloperką w południowych dzielnicach nie idzie infrastruktura drogowa, bo to przecież nie opłacałoby się deweloperom. A najgorsze jest to, że za wiele już teraz nie da się zrobić. To, co zostało wybudowane, to zostało. Miejsca na nowe drogi i na politykę komunikacyjną z prawdziwego zdarzenia po prostu nie ma, jest za późno. Pojawił się wprawdzie pomysł, aby SKM-ke sprowadzić na Gdańsk Południe. I ja popieram ten pomysł, ale pewnie zostanie on zrealizowany za jakieś dziesięć lat, jak dobrze pójdzie. Poza tym i tak nie rozwiąże to wszystkich problemów, bo ta SKM-ka przetransportuje tylko część mieszkańców. A problem pozostanie – powiedział Kacper Płażyński.

raf

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj