Stosunek Niemców do reparacji. Dorota Arciszewska-Mielewczyk: „Ich wiedza historyczna jest żadna”

(fot. Radio Gdańsk)

Erika Steinbach, była szefowa Związku Wypędzonych, czyli stowarzyszenia Niemców wysiedlonych z dzisiejszych terenów Polski, już kilka lat temu proponowała rezygnację z wzajemnych roszczeń po II wojnie światowej, mówiąc, że żaden niemiecki rząd nie jest w stanie sprostać takim żądaniom i że należy dać sobie z tym spokój. Czy w kontekście tych słów Polska powinna żądać od Niemiec odszkodowania za zniszczenia wyrządzone podczas II wojny światowej? Między innymi o tym Bartosz Stracewski rozmawiał z „Gościem Dnia Radia Gdańsk”, którym była Dorota Arciszewska-Mielewczyk, prezes Polskich Linii Oceanicznych. 

– Czy rzeczywiście należy dać sobie spokój z roszczeniami, i to z obu stron? – pytał prowadzący rozmowę.

– Oczywiście, że nie. Można tu przedstawić całą plejadę wypowiedzi polityków zastępujących panią Steinbach. Choćby oskarżanie Polski, że w 1936 roku się zbroiła, więc wojna wybuchła. To są trochę odniesienia do dzisiejszej sytuacji: że któryś z krajów Europy Wschodniej podżega do wybuchu wojny, bo się zbroi, więc prowokuje. Tu trzeba bardzo szeroko ten aspekt polityczny widzieć, żeby wiedzieć, jakie są rzeczywiste intencje. Erika Steinbach mówi, że wszyscy są odpowiedzialni za wybuch wojny. To jest taka metoda, żeby rozmyć, rozłożyć tę winę za pierwszą i drugą wojnę światową i roszczenia właśnie na wszystkich – że wszyscy byli winni, że wszyscy byli ofiarami. Już nie mówię o odwracaniu roli kata i ofiary. To było takie uśpienie, a jednocześnie były przecież składane pozwy do Trybunału Praw Człowieka o odszkodowania, które Polska miałaby wypłacić Niemcom za utracone ziemie czy nieruchomości. W związku z tym my mamy moralne – i pod każdym innym względem – prawo, a wręcz obowiązek przygotowania się do tego, aby o roszczenia wystąpić. Powodem tego, że do tej pory tego nie zrobiono było to, że mieliśmy kilkadziesiąt lat komunizmu w Polsce. Byliśmy pod butem sowieckim i nie było czasu ani atmosfery. Potem mieliśmy III RP, w której wiele środowisk utrzymywanych było bądź dotowanych przez niemieckie fundacje i partie polityczne. Te środowiska świetnie się miały, osoby z nimi związane nawet zasiadały we władzach różnych fundacji i stowarzyszeń, korzystały z różnego rodzaju wyjazdów i innych profitów. I mają za to wdzięczność, więc mówienie o roszczeniach jest bardzo niepopularne i trzeba mieć bardzo dużą odwagę, żeby przyzwyczaić drugą stronę do tego, że teraz trzeba za to zapłacić – tłumaczyła Dorota Arciszewska-Mielewczyk.

– Gdy się czasem posłucha niemieckiej młodzieży to można odnieść wrażenie, że II wojna światowa i Holokaust to była wina Polski – zauważył prowadzący.

– Były robione badania w społeczeństwie niemieckim, że świadomość i wiedza historyczna jest żadna. Natomiast opozycja dziś chce uciekać od tematu i zarzuca nam, że w raporcie nie ma sprawy rosyjskiej. A proszę zauważyć, że Niemcy też do Rosji powiedzieli, że nie będą występować jeśli chodzi o Kaliningrad czy ziemie, które mogłyby być przyczynkiem do odszkodowań. Tam sobie temat, mówiąc kolokwialnie, odpuszczają – wyjaśniała Dorota Arciszewska-Mielewczyk.

raf

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj