Pierwszego stycznia 2016 roku wszedł w życie zakaz używania urządzeń rejestrujących prędkość przez straże gminne. Na Pomorzu wyłączono kilkadziesiąt fotoradarów. Urządzenia kurzą się w magazynach. Zdaniem przedstawicieli części gmin był to zły pomysł.
Rozmawiali o tym goście audycji Nie tylko Metropolia: Leszek Kukliński – wójt gminy Kobylnica i Patryk Demski – burmistrz Peplina i Katarzyna Guzek z Greenpeace. Program prowadzili Artur Kiełbasiński i Przemysław Woś.
JAK WYGLĄDA SYTUACJA PÓŁ ROKU PO WPROWADZENIU NOWYCH PRZEPISÓW?
Raport Instytutu Transportu Samochodowego odnosi się do sprawy bezpieczeństwa na drogach po likwidacji urządzeń rejestrujących. Zrobiono badania w pięciu lokalizacjach, gdzie wcześniej były ustawione fotoradary – w Warszawie oraz w Nowym Dworze Mazowieckim.
– Podobne badania zostaną przeprowadzane na terenie województwa pomorskiego, w tym w gminie Kobylnica. Z dotychczas przeprowadzanych badań wynika, że w miejscach, gdzie wcześniej stały fotoradary, o 70 procent zwiększyła się liczba zarejestrowanych pojazdów (przekraczających prędkość – przyp. red.) – mówił Leszek Kukliński. – Niektórzy mówią, że nie było wypadków, zdarzeń śmiertelnych. Trzeba się temu przyglądać. Oczywiście nikomu nie życzę, żeby stał się uczestnikiem kolizji czy wypadku, w którym ktoś traci życie lub ma w jej wyniku problemy ze zdrowiem.
Wójt gminy Kobylnica powiedział, że fotoradary ustawiane były głównie przy obiektach komunalnych, szkołach i boiskach wielofunkcyjnych. Ich brak wpłynął głównie na bezpieczeństwo, a w małym stopniu na budżet gminy. Chociaż, jak przyznał wójt, rekordowe wpływy 7 milionów złotych z tytułu wystawionych mandatów, pozwoliły na budowę dróg gminnych.
– Chciałbym, żeby tą sprawą zajęła się odpowiednia organizacja. Kiedy dano samorządom prawo do rejestracji zdarzeń, korzystaliśmy z tego, ale środki inwestowaliśmy w poprawę bezpieczeństwa na drogach. Złożyliśmy również skargę do Trybunału Konstytucyjnego, reprezentując prawie 20 samorządów z Polski. Do kolegi z innej gminy zgłosił się też Inspektorat Transportu Drogowego z propozycją przyjęcia zdemontowanych urządzeń na drodze szybkiego ruchu, pomiędzy Łodzią a Katowicami. Napisano mu, że jeśli dostosuje je na własny koszt do aktualnych potrzeb, to oni przejmą je za darmo. Tak przecież nie powinno być – uważa Leszek Kukliński.
Fot. Radio Gdańsk/Rafał Nitychoruk
FOTORADARY KURZĄ SIĘ W MAGAZYNACH
Po dezinstalacji radary trafiły do magazynów. Urządzeń nie można było nikomu przekazać, bo stanowiły majątek gminy. Samorząd zakwestionował wówczas nowelizację ustawy o ruchu drogowym oraz ustawę o strażach gminnych, tłumacząc m.in., że miały one wpływ na bezpieczeństwo mieszkańców, którzy w wielu przypadkach sami prosili o ich ustawienie radarów we wskazanych przez siebie punktach.
– Słucham jak pan wójt mówi, że inwestował pieniądze z mandatów w bezpieczeństwo na drogach. To dobrze, ale znam też wójta, który mówił, że fotoradarów mieli w gminie tyle, że zaczęli inwestować w kolejne. Żartowałem, że niedługo będzie mógł konkurować z chińskim satelitą, namierzając kierowców zdalnie. To samonapędzająca się spirala – mówił Patryk Demski.
– Teraz rozwijamy monitoring wizyjny. Ludzie przychodzą do mnie z problemami dotyczącymi np. ich prywatności. Cieszą się też spadkiem przestępczości w miejscu monitorowanym, ale tłumaczą, że osoby zakłócające spokój przeniosły się w inne miejsce, które powinno być teraz objęte monitoringiem. Wyników wspomnianego przez pana wójta badania nie kwestionuję, ale nie wiem, czy fotoradary były odpowiednią metodą. Na pewno drażniły kierowców – dodał.
– Problem polegał na tym, że część gmin prowadziła działalność polegającą na tym, że 95 procent aktywności strażników stanowiło odczytywanie tego, co zarejestrowały fotoradary oraz ich szybkie przenoszenie z miejsca na miejsce – powiedział Artur Kiełbasiński.
W listopadzie 2014 NIK upublicznił raport, w którym napisano między innymi, że „zaangażowanie strażników w obsługę fotoradarów, zwłaszcza przenośnych, jest podyktowane w wielu wypadkach nie tyle służbą na rzecz bezpieczeństwa w ruchu drogowym, co przede wszystkim chęcią pozyskiwania pieniędzy do gminnej kasy. W trakcie wykonywania zadań strażnicy z fotoradarem mobilnym przenoszą się w miejsca nieuzgodnione z policją, za to przynoszące większe wpływy do budżetu gminy. Aktywność prewencyjna i represyjna niektórych straży gminnych czy miejskich niemal w całości koncentruje się na obsłudze fotoradarów”.
– Nigdy nie dostałam mandatu z fotoradaru, bo jeżdżę rowerem – śmiała się Katarzyna Guzek, która w pierwszej części audycji brała udział w rozmowie dotyczącej nowelizacji ustawy o odnawialnych źródłach energii.
Posłuchaj audycji: