Gimnazja do likwidacji. Ich współtwórca przyznaje: „To za szybko”

Duże zmiany w edukacji. W poniedziałek prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę przywracającą kształcenie w systemie ośmiu klas szkoły podstawowej i cztery lata średniej. Tym samym likwidacji ulegają gimnazja. Jak to wpłynie na kształcenie młodzieży, czy samorządy sobie poradzą z reformą, ile będzie ona kosztować i czy stracą na niej nauczyciele?
Audycję Nie Tylko Metropolia prowadził Przemysław Woś. Jego gośćmi byli Wojciech Książek, były wiceminister edukacji, współtwórca gimnazjów, Patryk Demski, burmistrz Pelplina, Beata Chrzanowska, pedagog i przewodnicząca Rady Miejskiej w Słupsku i Marek Kurzydło, sekretarz miasta Lęborka.

„WYCZEKIWANA ZMIANA” I „HASŁO WYBORCZE”

Patryk Demski cieszy się, że reforma wejdzie w życie. – Zmiana była wyczekiwana, ten program społeczny zyskał akceptację przed wyborami. Z moich rozmów i doświadczeń wynika, że to dobry ruch. Nie ma tutaj dużych zagrożeń dla ciągłości edukacji, a reforma pozwala mieć nadzieję na stabilizację systemu – ocenia burmistrz Pelplina.

Z kolei Beata Chrzanowska, która jest nauczycielką, negatywnie odbiera zapowiadane zmiany. – Nie cieszę się z likwidacji gimnazjum. Do dziś nie usłyszałam, dlaczego te gimnazja likwidujemy oprócz celu politycznego. Chodzi o hasło wyborcze, a nie o merytoryczny temat.

„POŚPIECH POWODUJE CHAOS”

– Dzisiaj jesteśmy już chyba poza dyskusją, czy gimnazja są potrzebne czy nie. Samorządy stoją przed dylematami, jak dokonać tych zmian. Niestety pośpiech może powodować chaos. Dotychczasowe rozwiązania sprawdzały się, gimnazja wcale nie były złym tworem – dodaje Marek Kurzydło, sekretarz miasta Lęborka.

WSPÓŁTWÓRCA GIMNAZJÓW: „POŚPIECH NIE JEST DOBRYM DORADCĄ”

Gościem w audycji Nie Tylko Metropolia był też Wojciech Książek, który współtworzył gimnazja. Podkreśla, że przez dwa miesiące samorządy muszą przeorganizować pracę szkół, a to bardzo mało czasu. – Jako osoba, która kiedyś wprowadzała gimnazja, starałem się wskazać, że pośpiech nie jest dobrym doradcą. Zwracaliśmy się, żeby przesunąć te zmiany chociaż o rok albo zacząć je od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Chodziło o to, by dzieci i młodzież poszły dotychczasowym rytem. Tak się nie stało. Termin do 31 marca jest bardzo krótki. To wymaga wielkiej mobilizacji. Czasu jest naprawdę mało. Obawy są, zobaczymy, co pokaże praktyka – podsumowuje były wiceminister edukacji.

mich
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj