– Pojechaliśmy do Walmartu, kupiliśmy wszystko co potrzebne, a pod koniec wszystko oddaliśmy, mówiąc że nam nie pasowało. Taką poradą dotyczącą oszczędzania na wakacjach podzielił się dziennikarz TVN24 Jarosław Kuźniar. Stał się przez to obiektem drwin internautów. Oddawanie kupionych rzeczy, po tym jak się je „trochę ponosi”, to obecnie dość częste zjawisko.
Monika jest hostessą i często musi dostosowywać strój do wymagań pracodawcy. – Pracowałam już w przebraniu „pani koniczynki”, modelki, a ostatnio baletnicy. Brakowało mi białych balerinek. Kupiłam takie w jednej z sieciówek, na czas pracy obkleiłam podeszwę taśmą, a kilka dni później buty oddałam. W jednej filii nie chcieli ich przyjąć, bo z boku były zabrudzone. Umyłam je i w kolejnej się udało.
Jednej z rozmówczyń zdarzyło się oddać do sklepu noszony przez kilka dni płaszcz. – Kupiłam o rozmiar za duży, przez trzy dni nosiłam go z metką. Weszłam w tym za dużym płaszczu do sklepu i zauważyłam, że jest mniejszy rozmiar. Zdjęłam go z wieszaka i wymieniłam. Poszło bez problemu, bo liczyła się metka i paragon, opowiada Justyna.
– Znam kobietę, która za duże kwoty kupuje sukienki na imprezy, wkłada chusteczki pod pachy, żeby nie było czuć i widać śladów noszenia. Potem oddaje je do sklepu. Metkę w czasie noszenia da się łatwo ukryć, dodaje.
Basia opowiada, że metki od nowego płaszcza oderwała, ale zachowała. Po kilku dniach noszenia postanowiła oddać okrycie. – Brakowało mi żyłki do metki, więc w tym samym sklepie kupiłam tani t-shirt, oderwałam od niego żyłkę i nią przyczepiłam oderwaną wcześniej metkę do płaszcza. Pomimo tego, że żyłka miała inny kolor, płaszcz został bez problemu przyjęty.
Sprzedawczyni w jednym z popularnych sklepów obuwniczych tłumaczy, że nie tak łatwo jest oddać towar do sklepu. W sieci, w której pracuje obowiązuje specjalny regulamin zwrotów. – Jeżeli towar jest promocyjny, to tego prawa klient w ogóle nie ma. Ludzie przynoszą buty, które założyli raz i to widać, że są noszone. A oni próbują je oddać, chociaż byli uprzednio poinformowani o braku możliwości zwrotu.
W rozmowie z reporterką Radia Gdańsk ekspedientka mówiła, że zachowanie klientów czasami doprowadza do nerwowych sytuacji. Tak było z klientką, która kupiła parę sandałów. – Cieszyła się tak, że od razu je założyła i wyszła w nich ze sklepu. Po niespełna dziesięciu minutach wróciła oznajmiając, że przeszła w nich 20 metrów i coś jej nie pasuje. Zrobiła się wielka awantura, a chodziło o niecałe 50 złotych.
Miejski Rzecznik Konsumentów w Gdańsku Agnieszka Chylicka wyjaśnia, że to od konkretnego sklepu zależy decyzja, czy przyjmuje zwroty. – To tylko i wyłącznie jego dobra wola. Sklep robi to na własnych zasadach, zazwyczaj przy kasie można znaleźć informację, czy zwrot przysługuje i na jakich zasadach. Zazwyczaj musi być to towar nieużywany, z oryginalnymi metkami i dowodem zakupu. Dlatego przed potencjalnym zakupem warto skonsultować ze sprzedawcą wszystkie te warunki.
Zwracać można jedynie towar użytkowany „w granicach zwykłego zarządu”. – Nie można zwrócić towaru w stanie zmienionym, chyba że zmiana była w granicach zwykłego zarządu np. jedynie zmierzyliśmy rzecz w domu. Czym innym jest noszenie go przez tydzień, co stanowczo wykracza poza tę granicę, tłumaczy Agnieszka Chylicka.
Zdjęcia: freeimages.com