Koncert Tymona Tymańskiego i mecz. Mieszanka wybuchowa w Pubie Spółdzielnia

2 copy copy

Byłem rozgorączkowany, data koncertu zbiegła się z meczem Polska-Irlandia. Mimo to zgodziłem się zagrać w Spółdzielni kolejny koncert. Jestem artystą, przedkładam muzykę nad wszystko, w tym sport narodowy, przyznał po występie Tymon Tymański. Tymon Tymański powrócił do Spółdzielni zaledwie po miesiącu. Nie bał się niskiej frekwencji. – Podczas ostatniego koncertu był komplet publiczności, jeżeli byłoby tu więcej miejsca weszłoby jeszcze co najmniej sto osób, mówił Grzegorz Najda, organizator koncertu.

W niedzielny wieczór klub wypełniony był publicznością, ale nie pękał w szwach. Powód – mecz. Czy Tymonowi było trudno wybrać między koncertem a sportem? Z pewnością, bo jak sam przyznał jest kibicem i jak wielu fanów miał dylemat co wybrać. – Dopiero po czasie zorientowałem się, że jest to fatalny termin.

Fot. Radio Gdańsk/Anna Polcyn/Tymon Tymański sprawdza wynik meczu

Zanim jednak rozpoczął się koncert publiczność miała okazję zobaczyć debiut filmowy Tymona, czyli „Polskie Gówno”. Jak przyznał Tymański zrealizowanie tego obrazu nie było łatwe. – Trauma przy tworzeniu filmu jest czymś realnym. Kiedy kręcisz przez 7 lat bez pieniędzy i o wszystko się szarpiesz, to w pewnym momencie staje się to trochę walką o życie. Stres jest taki duży, że może zdarzyć się to, co zdarzyło się mojemu koledze Marcinowi Wronie.

Publiczność w Pubie Spółdzielnia z pewnością filmu nie oglądała z przymusu, a z przyjemnością. Mimo wszystko główną atrakcją wieczoru nie był film, a występ Tymańskiego i Gałązki na żywo. Muzycy niepostrzeżenie weszli na scenę, zaczęli się stroić i grać. Miało się wrażenie, że na imprezę wśród znajomych dołączył kolejny przyjaciel, który umie grać i gra.

Na początku usłyszeliśmy anglojęzyczne utwory Tymona, który później śpiewał też po polsku. Między innymi została zwalczona „Jesienna deprecha”, a „Szatan” zaśpiewany wspólnie z publicznością.

Fot. Radio Gdańsk/Anna Polcyn/Marcin Gałązka
1 copy
Koncerty unplugged Tymona są specyficzne, nie ma gotowej play listy, wszystko dzieje się spontanicznie. Jak przyznaje sam artysta, to specyfika małych występów w pubie pozwala na pewien luz i dowolność. Koncerty Tymona to też ogromna dawka pozytywnej energii. By zrobić miejsce dla chętnych do tańca, trzeba było usunąć krzesła z widowni.

Niestety w końcu przyszedł czas na słowa – Powoli musimy kończyć, nie wiem jak wy, ale ja wstaję o 6:30 do pracy, przyznał Tymański. Jednak fani mieli inne plany. Nie obyło się bez bisów i rozmów oraz zdjęć z idolem po występie.

Nam pozostaje czekać na kolejne koncerty Tymona oraz filmy, które jak zapewnia artysta na pewno powstaną. – Przestałem szarpać się z show biznesem i zrobiłem sobie przerwę. Przez wakacje zajmowałem się medytacją, tai chi i karate. Musiałem się zregenerować wewnętrznie. Kręcenie filmów musi być sztuką człowieka kompletnego, a nie ułamka. Teraz trzeba tylko czekać na to, co zaserwuje nam Tymon Tymański.

Fot. Radio Gdańsk/ Anna Polcyn/Publiczność w Pubie Spółdzielnie podczas koncertu Tymańskiego i Gałązki
3

Anna Polcyn/mat
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj