„Gdyby melioracja na Żuławach była właściwie utrzymana, woda nie wyrządziłaby takich szkód” [POSŁUCHAJ]

pole

Kończący się rok był na Pomorzu rekordowy pod względem ilości opadów. Szczególnie odczuli to rolnicy z Żuław, którym woda kilkukrotnie zalewała pola. Jak mówią – to wina nie tylko deszczu, ale i wieloletnich zaniedbań w systemie melioracyjnym.

– Woda zalała nam prawie 30 hektarów pól. Tu było jedno wielkie rozlewisko, a na nim mnóstwo ptactwa. Woda podchodziła nam już pod dom – opowiada Marek Stefański.

Na zdjęciach z listopada, które pokazuje nam rolnik z Myszewa widać, jak 12-metrowy na co dzień Kanał Panieński zamienia się w sporych rozmiarów akwen.

– Straty są duże, bo razem z wodą poszedł nawóz, nasiona opryski – dodaje jego sąsiad.

fot. archiwum prywatne

Choć sytuacja wróciła już do normy, rolnicy obawiają się, co będzie na wiosnę.

– Gdyby melioracja na Żuławach była właściwie utrzymana, to żadna woda nie wyrządziłaby takich szkód – mówią.

KTO JEST WINNY?

Problem odpowiedzialności za poszczególne elementy systemu melioracyjnego na Żuławach jest złożony. Za stan rzek odpowiada Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej. Kanałami podstawowymi zajmuje się Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych, a za odprowadzające wodę z pól rowy szczegółowe odpowiedzialni są sami rolnicy, często nieświadomi swoich obowiązków. Właściciele gruntów mogą zrzeszać się w tzw. spółki wodne, które zarządzają utrzymaniem rowów szczegółowych. Rzecz w tym, że na Żuławach nie ma obecnie ani jednej czynnej spółki wodnej i każdy robi co chce.

– Dochodzi do tego, że jeden rolnik wyczyści swój kanał, a na działce sąsiada nie ma odpływu i cała praca idzie na marne – zauważa Sławomir Szymański, kierownik nowodworskiego oddziału ZMiUW.

– Kiedyś były spółki wodne, płaciło się i każdego roku któryś rów był oczyszczony – mówi Marian Parafiniuk, rolnik z Myszewa.

Powrotu do sprawdzonego rozwiązania sprzed lat chcieliby również samorządowcy.

– Będę namawiał rolników do tego, aby powołać spółki wodne, które zadbają o ich interesy – komentuje Jerzy Szałach, burmistrz Nowego Stawu.

BRAK ODPOWIEDNICH ROZWIĄZAŃ

W skali całego kraju Żuławy, pod względem hydrologicznym, są miejscem wyjątkowym. Rozwiązania stosowane na Warmii lub na Kociewiu nie sprawdzą się tam, a każde, nawet najmniejsze, zaniedbanie może mieć katastrofalne skutki.

– Rowy szczegółowe i kanały podstawowe to system naczyń połączonych. Żeby teren był prawidłowo odwodniony, one wszystkie muszą być w dobrym stanie – zauważa Sławomir Szymański.

Rolnicy wytykają jednak Zarządowi Melioracji, że ten nie wywiązuje się należycie ze swoich obowiązków. Dostrzega to także burmistrz Nowego Stawu.

– Duża ilość opadów tylko uwidoczniła wieloletnie zaniedbania – mówi Jerzy Szałach.

– Zalewający nasze pola Kanał Panieński ostatnią modernizację przeszedł jeszcze w latach osiemdziesiątych. Potem działo się niewiele – dodaje Marek Stefański, który zauważa, że odprowadzający wodę do Szkarpawy kanał jest zarośnięty.

– Co roku hakujemy, a nawet odmulamy większość kanałów i udrażniamy przepusty – broni się kierownik nowodworskiego oddziału ZMiUW.

Dokumentacja niezbędna do modernizacji Kanału Panieńskiego jest gotowa i od kilku lat leży w szufladzie. Na kompleksowe prace brakuje jednak pieniędzy.

BĘDZIE LEPIEJ?

Zarówno rolnicy, jak i samorządowcy z Żuław liczą, że na stan melioracji w regionie przełoży się planowana zmiana organizacyjna. 1 stycznia 2018 roku wejdzie w życie nowe Prawo wodne, które połączy Regionalne Zarządy Gospodarki Wodnej oraz Zarządy Melioracji i Urządzeń Wodnych w Państwowe Gospodarstwa Wodne Wody Polskie. Zmieni się dotychczasowa struktura – granice jedenastu zarządów gospodarki wodnej oraz pięćdziesięciu zarządów zlewni wytyczą dorzecza, regiony wodne i zlewnie.

Wojciech Stobba/mk

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj