Kocham pana, panie Sułku… w Gdyni Głównej Osobistej

Za młodu zanosił się na uroczego tenora operetkowego, co jest o tyle zabawne, że nie lubił śpiewać, bo się bał. Generalnie był dosyć strachliwy i nieśmiały. Mimo to został aktorem. Krzysztof Kowalewski o garderobie teatralnej mamy, początkach swojego aktorstwa i żonie, Agnieszce Suchorze.

– Na festiwalu w Gdyni nigdy nie byłem, zapraszano mnie, ale nie miałem czasu, nie miałem jak, a potem już chyba… nie byłem zapraszany. Z Piotrkiem Frączewskim graliśmy tu „Słonecznych chłopców” – mówił aktor.

– W momencie kiedy musiałem dokonać wyboru w życiu, co będę robić i w pewnym momencie z rozpaczy pomyślałem „matka aktorka, to i ja będę aktorem”… no i się wpakowałem. No i jeszcze musiałem z tym lękiem walczyć i tak dalej. To wszystko było irracjonalne, bo jeżeli byłem nieśmiały i się bałem, to po co pchałem się w tym kierunku – dodał Kowalewski.

Fot. Agencja KFP/Andrzej J. Gojke

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj