Jak wiadomo, Trójmiasto lokalami gastronomicznymi stoi, a coraz to nowsze lokale wyrastają tutaj jak grzyby po deszczu. Przechadzając się głównymi ulicami, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że cały czas coś się zmienia.
Szczególnie w centrach miast licznie powstają nowe lokale które prześcigają się w coraz nowszych pomysłach aby zachęcić klientów do odwiedzin. Często takie knajpki zaskakują nie tylko nietuzinkowym jedzeniem, ale również imponującym wystrojem, dobrą obsługą oraz „pomysłem dla siebie”. Gdy dowiedzieliśmy się zatem, że w centrum Gdyni, otwiera się nowy lokal, wiedzieliśmy iż będzie to idealne miejsce by sprawdzić, czym w tej miejscówce chcą nas zaskoczyć właściciele.
Club Q, bo o nim mowa, znajduje się mniej więcej w połowie ulicy Świętojańskiej. Jest to zupełnie nowe miejsce na gastronomicznej mapie Trójmiasta. To stosunkowo nieduży lokal, jednakże bardzo ciekawie udekorowany. Zjawiliśmy się w dniu otwarcia, toteż mieliśmy pewne obawy, że jeszcze nie wszystko może wyglądać jak powinno, jednakże te obawy okazały się bezpodstawne.
MAŁY LOKAL Z TARASEM
Lokal utrzymany jest w amerykańskim stylu. Ściany zdobi ciemne drewno, gryzące się z czerwoną cegłą, co przy odpowiednim oświetleniu daje naprawdę bardzo przyjemny klimat, którym nie powstydziłby się żaden lokal rodem z USA. Na ścianach ujrzeć możemy liczne obrazki, zarówno widokówki, jak i te stylizowane na reklamy sprzed lat. Miejsca co prawda nie ma za dużo, bo w lokalu doliczyliśmy się 15 miejsc siedzących, ale z pewnością zmieni się to w najbliższych miesiącach. Club Q posiada spory taras, którego ze względu na obecną aurę nie jest w stanie wykorzystać, jednakże w cieplejsze wiosenne dni czy w upalne lato z pewnością właściciele będą mieli z tego powodu sporo pożytku.
fot. facebook.com
PROSTO, ALE DOBRZE. I NIE TŁUSTO
Ciepły smaczny posiłek w amerykańskim stylu, do tego zimne piwo, a wszystko to z widokiem na ul. Świętojańską, która może najpiękniejsza nie jest, ale z pewnością swój klimat ma.
Menu w dniu otwarcia nie było bardzo rozbudowane, co mimo wszystko uważamy za plus. Nieraz znaleźliśmy się w sytuacji gdy zbyt duży wybór dań w karcie menu, zamiast głodnemu klientowi pomagać, plątał myśli, przez co ciężko było się zdecydować na cokolwiek. Prócz typowo amerykańskich potraw takich jak np. żeberka w sosie BBQ, stripsy czy hamburgery, możemy spróbować również penne z kurczakiem. Nudy oraz monotonii w tym miejscu nie uświadczymy.
AMERYKAŃSKI SEN
Po krótkiej naradzie, zdecydowaliśmy się na Stripsy oraz Hamburgera Quality. Dania dosyć proste typowo amerykańskie, toteż spodziewaliśmy się raczej prostych, tłustych przysmaków. Zaserwowane dania jednak pozytywnie nas zaskoczyły, obie potrawy podawane były „w asyście” frytek oraz surówki, wszystko podane na osobnych talerzach. Nie sposób nie wspomnieć o stripsach, które zrobiły bardzo dobre wrażenie. W porcji dostaliśmy dwa naprawdę duże kawałki kurczaka w chrupiącej panierce, a co najważniejsze – wcale nie było tłuste, jak to często bywa w różnego rodzaju barach czy fast food’ach.
Hamburger wypadł okazale, mimo niedużej bułki. Wyróżniała go soczysta i dobrze wysmażona wołowina, która w kompozycji z klasycznym sosem BBQ wypadła bardzo korzystnie. Dlatego burgery z Club Q mogą niedługo stanowić groźną konkurencję dla innych burgerowni, których w Gdyni jest pod dostatkiem.
SPECJALNA MASZYNA
Frytki – chrupiące, dobrze wysmażone, a jednocześnie bardzo lekkie. Jedząc je można odnieść wrażenie, że nie został użyty żaden olej. A wszystko to za sprawą specjalnej maszyny do smażenia frytek, która prawie w ogóle nie potrzebuje do tego oleju, a jedynym jej minusem jest stosunkowo długi czas przyrządzania przekąski.
Warto też wspomnieć o surówkach, serwowanych w charakterystycznych białych miseczkach. Nieskomplikowane, ale jednocześnie smaczne niczym te domowe przyrządzane przez nasze mamy za starych lat. Głównymi składnikami są sałata, ogórek, pomidor, ser feta a całość polana sosem, który podkreśla smak warzyw. Warto zaznaczyć, że po zjedzeniu porcji obiadowej w tym miejscu, każdy z nas wyszedł najedzony, ale jednocześnie nie odczuwało się zbytniego nadęcia czy uczucia ciężkości, co świadczy o staranności w przygotowywaniu posiłków w powyższym lokalu. Co najważniejsze – taki zestaw kosztuje 15 zł, co jest ceną bardzo przystępną. Cena może być zresztą jednym ze źródeł sukcesu tego miejsca.
NIE FIT, ALE CIEKAWE
Podsumowując, czujemy, że jest to miejsce które może „namieszać” w Trójmieście. Bardzo smaczne jedzenie, starannie przygotowane co czuć podczas jedzenia. Nie jest to może do końca „fit” jak to teraz w modzie, ale jednak po zjedzeniu obiadu nie mamy ani uczucia ciężkości.
Można pomyśleć, że bary specjalizujące się w amerykańskim jedzeniu to już mocno oklepany temat, ale jak widać nadal pojawiają się coraz to nowsze miejsca serwujące tego typu przysmaki, które warto odwiedzić. Zarówno z dziewczyną na kolację, jak i z całą rodziną na obiad.
Duży plus również należy się za wystrój restauracji, która mimo małej powierzchni, już od samego progu sprawia, że możemy się poczuć jak w typowym barze na dzikim zachodzie, znanym nam z westernów. Czekamy na dalsze losy i poczynania tego miejsca i jesteśmy przekonani, że mimo jakiś drobnych niedociągnięć związanych z otwarciem, miejsce to czeka ciekawa przyszłość.