Ze sporego ryzyka rodzi się najlepsze kino. Cztery powody, dla których warto obejrzeć „Zimną wojnę”

Paweł Pawlikowski staje się człowiekiem od rzeczy niemożliwych – najgorętszej i najburzliwszej miłości każe się rodzić w szarzyźnie powojennej Polski. Toksyczne uczucie dwojga artystów wydarza się w czerni i bieli, i w rytmie pieśni, śpiewanych przez Zespół Pieśni i Tańca „Mazowsze”… tfu! „Mazurek”. Brzmi niebezpiecznie? Cóż, widocznie z takiego ryzyka rodzi się najlepsze kino.

Po lawinie entuzjastycznych recenzji w Europie i nagrodzie dla najlepszego reżysera podczas festiwalu w Cannes, po doniesieniach o pełnych salach kinowych, podczas seansów za granicą oraz po spekulacjach, na temat ewentualnych nominacji do Oscara, raczej nie trzeba nikogo dodatkowo namawiać do pójścia na film. Niemniej wymienić należy kilka stricte filmowych powodów, dla których warto zobaczyć „Zimną wojnę”.

Po pierwsze: Joanna Kulig – aktorka nie zagrała Zuli, ale ją stworzyła. Nie można oprzeć się jej magnetyzmowi, chociaż jej bohaterka wcale nie próbuje uwodzić. Jest bezczelna, szczera do bólu i sprawia, że jesteśmy w stanie wybaczyć jej naprawdę wiele – podobnie, jak jej filmowy kochanek.

Po drugie: zdjęcia. Hipnotyzujące, czarno-białe zdjęcia Łukasza Żala.

Po trzecie muzyka: pieśni ludowe w wykonaniu „Mazurka” brzmią przepięknie. Nawet osoby, nie będące miłośnikami muzyki ludowej, poczują miłe połechtanie polskiego ego, gdy usłyszą „Dwa serduszka” w jazzowej aranżacji (chociaż ta akurat nie powstała na potrzeby filmu – można było usłyszeć ją prawie dekadę temu w wykonaniu Anny Marii Jopek).

I po czwarte: obraz polskości w pigułce. Historia miłosna jest też pretekstem do opowiedzenia problemów powojennej Polski – nie tylko tak oczywistych, jak uwięzienie w systemie totalitarnym, ale także takich, jak poczucie obcości, niższości oraz jednoczesne pragnienie ucieczki i tęsknota za domem.

To, co nie wszystkim może odpowiadać, to rwany scenariusz. Film „zagląda” do bohaterów co kilka lat – osoby, które cenią sobie obserwację powoli następującego zakochiwania, mogą nie czuć się usatysfakcjonowane. Nie będzie to też kino dla tych, którzy nie lubią melodramatów i tych, którzy oczekują szczęśliwych zakończeń.

Ogólna ocena: 9,5/10

 

 

Tatiana Slowi/mk

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj