MEVO – rower metropolitalny, który cieszy mnie coraz mniej [OPINIA]

35644865 1745082852250875 7907830838354509824 n copy

MEVO – nazwa bardzo przyjemna, sam pomysł – bardzo atrakcyjny. Ale ja przeglądając np. oferty innych miast, mam odnośnie roweru metropolitalnego kilka wątpliwości. Chyba istotnych.


Idea roweru, który możemy wypożyczać, i którym możemy śmigać nie tylko w Trójmieście, ale też po innych zakątkach Pomorza bardzo mi się podoba. Co mi się nie podoba to fakt, że przy wyborze wykonawcy i operatora tego przedsięwzięcia zapomniano trochę o nas – użytkownikach i ich kieszeniach, a skoncentrowano się raczej na „wygodzie” firmy NB Tricity (należącej do Nextbike Polska).

TAK CZY TAK, TRZEBA PŁACIĆ


Wiadomo, najbardziej lubimy rzeczy za darmo. Jak coś jest „za dara” jest dla nas atrakcyjne i – raczej – z tego korzystamy. Podczas podejmowania decyzji o wyborze operatora chyba trochę zapomniano o tej zachęcie. Mieszkańcy Pomorza zostali pozbawieni tzw. darmoczasu. O co chodzi? A o to, że od momentu wypożyczenia do np. 20 minuty korzystania z roweru moglibyśmy mieć go za darmo. Jak pokazują statystki (przytaczali je nawet potencjalni operatorzy), to najpopularniejszy przedział czasowy i najpopularniejsza opcja wśród wypożyczających. Takie rozwiązanie zastosowano np. w Lublinie, Łodzi, Radomiu, Poznaniu czy Warszawie. Mogą się cieszyć z niego nawet mieszkańcy Londynu, chociaż na nieco innych warunkach.

Tymczasem w Gdańsku musimy płacić już od początku – 10 groszy za każdą minutę. Czy to dużo? 6 ziko za 60 minut korzystania z roweru bez abonamentu dla np. maklera giełdowego to pewnie mało, ale dla studenta „klepiącego biedę” czy emeryta chcącego podjechać na działkę – kwota może okazać się zaporowa. Receptą ma okazać się abonament – za 10 zł miesięcznie rower może być nasz każdego dnia przez 90 minut. Tu widzę dwie strony – jedną dobrą i drugą… wątpliwą.

Porównując tę kwotę z obowiązującą w Krakowie, jest o 9 zł niższa. Dodatkowo mieszkańcy Pomorza dwa kółka do dyspozycji będą mieli o 30 minut dłużej. Wątpliwą stroną dla mnie jest jednak czas – 90 minut. Pamiętajmy, że Trójmiasto jest specyficzne. Ja mieszkając w Gdyni, pracuję w Gdańsku. 90 minut na śmignięcie do roboty i z powrotem to jednak trochę mało. Oczywiście, można pędzić, ale co to za komfort siedzieć w pracy z mokrą pachą. Ten argument będzie raczej mniej istotny dla mieszkańców Żukowa czy Tczewa, gdzie odległości są znacznie mniejsze.

Tak sobie pomyślałem – „a dlaczego nie wydłużyć tego znacząco – do 300 minut, albo wręcz nie znieść tego ograniczenia całkowicie?” Na stronie metropoliagdansk.pl znalazłem takie uzasadnienie w jednym z pytań, że „gdyby ten czas był dłuższy, to rowery byłyby blokowane”. No tak, i co z tego? Przecież chodzi o to, żeby były wykorzystywane, a nie żeby głupio stały. Tych rowerów będzie przecież ponad 4 tysiące.

Tak kombinując, można by przecież zrobić ukłon w stronę mieszkańców Pomorza i np. w odróżnieniu do turystów, czas korzystania z roweru w ramach abonamentu mógłby być dłuższy.

LUBIĘ MIEĆ WYBÓR

W życiu cenię sobie wybór – już tak mocno przesiąkłem tym „kapitalizmem”. Fajnie, że Gdańsk będzie miał największą na świecie flotę rowerów miejskich 4. generacji, ale… No właśnie. 

Po pierwsze, to generacja rowerów, która w Europie pojawiła się dopiero w 2017, a więc praktycznie nie ma firm, które testowałyby to rozwiązanie dłużej niż rok. Można więc przyjąć, że Pomorze będzie w pewnym sensie poligonem doświadczalnym. Dodatkowo w warunkach zamówienia nie było zapisu, żeby operator miał doświadczenie w obsłudze systemów 4.generacji. Ciekawe… i trochę ryzykowne. 

Po drugie, np. mieszkańcy stolicy mają wybór – mogą wybrać rower standardowy, elektryczny, dziecięcy albo tandem. Ja też chciałbym mieć taki po pierwsze – wygoda, po drugie – kary. Jak czytamy w cenniku warszawskim – za zgubienie czy uszkodzenie „klasyka” płacimy 2 tys. zł, w przypadku „elekryka” – 12 tys. zł. Dużo? Tak, nawet bardzo.

Odnoszę wrażenie, że decyzja o wyborze wyłącznie floty elektrycznej to ukłon w kierunku firmy, która wygrała przetarg. W zasadzie jej wygody, bo jednolita flota to dużo mniej problemów serwisowych dla operatora. Jeden rodzaj rowerów, nie trzeba kombinować.

Przy wyborze chciałbym też zwrócić uwagę na prostą rzecz – na wagę jednośladów. W przypadku klasycznego roweru, to kilka albo kilkanaście kilogramów. W przypadku roweru z napędem elektrycznym – to prawie 30. To może przysporzyć problemów, szczególnie kobietom, dzieciom czy osobom starszym.

A i kończąc, przy rejestracji będzie pobierana od nas opłata inicjacyjna – 10 zł. Będzie ona bezzwrotna, tzn. jak uzasadnia operator „będzie wykorzystana na poczet przyszłych zaległości wynikających z przekroczenia czasu”. Także jeżeli jesteście punktualni – nie macie dyszki.

Łukasz Wojtowicz

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj