Mieszkańcy Słupska mogą czuć się oszukani [OPINIA]

biedron liczby

Brazylijska telenowela trwa. Robert Biedroń uwodzi swoich zwolenników spektaklem „Czy mam zostać zbawcą polskiej lewicy?”. Prezydent Słupska od mniej więcej trzech miesięcy niejasno, między wierszami i nie wprost deklaruje, że o drugą kadencję nad Słupią walczył nie będzie. Miał też współpracownikom już nawet powiedzieć, że jego komitet wystawi w Słupsku Krystynę Danilecką-Wojewódzką, a Biedroń wesprze listę startując do rady miasta. Oczywiście po ewentualnie wygranych wyborach przez obecną zastępczynię dostanie jakieś stanowisko na przykład wiceprezydenta lub doradcy strategicznego, które pozwoli obecnemu prezydentowi Słupska jeszcze mniej bywać w mieście kosztem Warszawy, by tworzyć nową partię polityczną i nie stracić źródła dochodów.

Ten plan miałby zablokować scenariusz wprowadzenia komisarza w Słupsku, gdyby w eurowyborach Robert Biedroń i jego partia zdobyli mandaty. Wtedy prezydentem do czasu nowych wyborów byłby ktoś z nadania obecnego rządu, a do tego Biedroń dopuścić nie chce. Stąd pomysł ze startem swojego zastępcy.

Warto przypomnieć, że Krystyna Danilecka-Wojewódzka mocno wspierała byłego prezydenta Macieja Kobylińskiego. Później go krytykowała i wystartowała przeciwko niemu w wyborach, które przegrała. Jakie ma poglądy i jak chce kierować miastem nie sposób ustalić – poza tym, że raczej trzeba ją wiązać z lewicą.

De facto teraz prezydent Słupska czekał na decyzję prezydenta Andrzeja Dudy i veto nowej ordynacji do Parlamentu Europejskiego.

Sondaże mają dawać partii Roberta Biedronia 7-8 procent na początek i nadzieję na lepszy wynik oraz mandaty poselskie w Brukseli. Nowa ordynacja i realnie wysoki próg wyborczy te szanse ograniczały.

Jeśli ten scenariusz się spełni, a wiele na to wskazuje, mieszkańcy Słupska mają prawo czuć się oszukani.

Po pierwsze w 2014 roku Robert Biedroń ubiegając się o fotel prezydenta miasta zapowiadał, że będzie rządził dwie kadencje. Od jakiegoś czasu się tej deklaracji wypiera, ale tak było.

Po drugie to jest jednak mocno lekceważące potraktowanie mieszkańców, gdy zamiast ważnej w kryzysowej sytuacji rozmowy z rodzicami przedszkolaków z placówek z walącymi się ścianami prezydent miasta wybiera spotkania polityczne gdzieś nad morzem. Przedszkolaki spędzą po pół roku w szkołach z nieprzystosowanymi toaletami i salami, ale wielka polityka takimi kłopotami się nie przejmuje.

Po trzecie prezydent występuje z wnioskiem o zwołanie nadzwyczajnej sesji rady miasta, bo trzeba ratować duży projekt retencji wód opadowych. Radni są ściągani z urlopów, a Robert Biedroń tego samego dnia co wniosek o sesję pisze też wniosek urlopowy i na tym superważnym spotkaniu z radą miasta się nie pojawia.

To tylko przykłady z ostatnich dni, a można je mnożyć. O „uciekaniu” z miasta niemal co wtorek do końca tygodnia już nawet nie warto pisać.

Oczywiście każdy może zmienić zdanie i plany życiowe. To nic nowego. Ale warto może być jednak wiernym deklaracjom, które Robert Biedroń ma na sztandarach swojej Nareszcie Zmiany. A były to ideały szczytne.

Wbrew obiegowej opinii powtarzanej w ogólnopolskich mediach nie jeździ do pracy rowerem, nie sprzedał ratuszowych limuzyn i ma swoich „misiewiczów”. Ludzi bez kompetencji na kierowniczych stanowiskach z pensjami jakich wieloletni i doświadczeni pracownicy ratusza nigdy na swoich kontach nie zobaczą. A w tej kadencji z magistratu w Słupsku na około 350 urzędników z pracy odeszło grubo ponad dwustu. Również poprzez taką politykę kadrową. Takiej fluktuacji kadr nie było w historii ratusza w Słupsku nigdy.

Nie jest też prawdą, że oddłużył Słupsk na niespotykaną w historii miasta skalę, bo wytransferowanie 32 mln długu do spółki budującej aquapark to manewr znany z wielu samorządów. Różnica jest taka, że zamiast z prawej trzeba te długi spłacić z lewej kieszeni tych samych spodni.

Poza tym Wieloletnia Prognoza Finansowa Słupska pokazuje, że miasto będzie miało ogromne kłopoty z uregulowaniem swoich należności i dług większy o 100 mln niż w chwili, gdy Robert Biedroń obejmował stanowisko prezydenta.

I dziwnym trafem największy ciężar spłat przypada na kadencję – po Biedroniu. Tzn. po drugiej kadencji, której raczej nie będzie.

Według WPF (wieloletniej prognozy finansowej) z 2014 roku, czyli początku tej kadencji, w roku 2025 dług Słupska miał wynosić 66 mln. Według najnowszego WPF z 2018 w 2025 roku zadłużenie Słupska to… 167 mln. A Robert Biedroń deklaruje, że spłaca długi jak nikt wcześniej.

 
(kliknij, żeby powiększyć)

Przemysław Woś

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj