Lechia „wyciska maksa”, a Stokowiec jest z żelaza. Lider ekstraklasy imponuje [OPINIA]

Piłkarze Lechii są „do bólu” skuteczni. W środę największego bólu doświadczył Steven Vitoria, który zderzył się głową z bramkarzem Termaliki. Kto widział, ten także odczuł ból i usłyszał odgłos obijanych kości czołowych. Obaj piłkarze dotrwali do końca, a trener Piotr Stokowiec stwierdził barwnie, że jego zespół w tym sezonie „wyciska maksa”.

IMPONUJĄCE STATYSTYKI

Lechia nie skupia się na fajerwerkach, tylko cierpliwie, niekiedy siermiężnie, zbiera punkty. Statystyki są imponujące. Z dziesięciu ostatnich spotkań wygrała osiem, a dwa zremisowała. Większość przewag miała rozmiar jednej bramki.

Siedem ostatnich spotkań zakończyło się zwycięstwem Lechii. Ostatnia porażka miała miejsce w Płocku 29 września. Ponad dwa miesiące bez porażki to rzeczywiście imponujący bilans.

TRANSPARENTOŚĆ

Mimo świetnych wyników, od czasu do czasu pojawi się złowieszcza plotka – Lechia nie płaci. Świadomie używam określenia „plotka”, bo określenie „nie płaci” podlega pełnej niuansów interpretacji. Księgowi operują pojęciem „inżynierii finansowej”, istnieje też pojecie „karencji”, co oznacza odroczone płatności.

Zjawisko opóźnionych wypłat jest w polskim sporcie standardem i tylko okazjonalnie kończy się tak spektakularnym wstrząsem jak w przypadku siatkarskiej Stoczni Szczecin. No ale skoro ktoś kontraktuje mistrza świata za miliony, a pieniędzy ma tylko na „podpis” gwiazdy i pierwszą pensję, to o czym mowa?

Lechia również płaci z opóźnieniem, ale gdy upływa termin ostatniej „kontrolowanej zaległości”, na konta piłkarzy idzie przelew. W większości przypadków, to suma pozwalająca na przeżycie do kolejnej zaległej wypłaty.

Oczywiście nie jestem sympatykiem takich działań, ale ekonomia nie musi być fajna, tylko kasa ma się zgadzać. Skoro piłkarze nie zrywają kontraktów, to znaczy, że w ogólnym bilansie wychodzą na swoje. A „swoje” w Lechii to tyle, że zainteresowana byłaby większość ligi, wyłączywszy Legię i Lecha.

STOKOWIEC Z ŻELAZA

Architektem sportowych sukcesów Lechii jest Piotr Stokowiec. Jego bezkompromisowość i „żelazna” konsekwencja przynoszą efekty. Decyzje kadrowe bywają kontrowersyjne, ale poza „symbolicznymi”, bo zaledwie finansowymi karami dla piłkarzy, którzy kończyli dzień, czy może zaczynali następny w izbie wytrzeźwień, skuteczne. Trener odważył się skończyć kariery – przynajmniej w Gdańsku – Sławomira Peszki, Milosa Krasića i Ariela Borysiuka. Trafił z transferami Michalaka i Alomerovica. Odbudował Łukasika, Nalepę, Wolskiego, Araka i Nunesa, a w przypadku Flavio Paixao wręcz zbudował lidera drużyny.

Dał nadzieję w sens pracy młodym – Sopoćce, Makowskiemu i Fili. Potrafił zmotywować rezerwowych, którzy nie czekają „na skuchę” kolegi, tylko kibicują, bo mają świadomość, że interes jest wspólny.

DUBLET MOŻLIWY

Trzecie miejsce w MP ponad 60 lat temu i Puchar sprzed 35 lat to osiągnięcia cokolwiek „zaśniedziałe”. Warto by odświeżyć klubowe gabloty, a kustosz klubowego muzeum – Zbyszek Zalewski – na pewno znajdzie miejsce na Puchar Polski, trofeum za Mistrzostwo i może jeszcze za tytuł króla strzelców Flavio Paixao.

To już naprawdę nie są mrzonki, choć droga jeszcze daleka.

 Włodzimierz Machnikowski/mich

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj