Lechia Gdańsk: „Kiedy szaliki robiły babcie”. „Żarówa” opowiada o historii kibicowania

To jeden z absolutnych rekordzistów. Jerzy Wolszon, przez kolegów kibiców nazywany Żarówą, ma na swoim koncie 237 wyjazdów na mecze Lechii.
Co ciekawe, wszystkie wyjazdy pan Jerzy bardzo dokładnie spisał w specjalnym zeszycie. Pomiędzy 1976 a 1992 rokiem odwiedził dziesiątki miast w całej Polsce. O tym, jak wyglądały wyjazdy i czy kibicowanie 30- 40 lat temu było podobne do dzisiejszego, słynny Żarówa opowiedział reporterowi Radia Gdańsk.

Według „Żarówy” najciekawsze były wyjazdy na mecze tych klubów, z którymi Lechia była na „wojennej ścieżce”.
– Najciekawsze były wyjazdy do Bydgoszczy na meze z Zawiszą. Bardzo się z nimi nie lubiliśmy. W tym czasie mieliśmy jeszcze zgodę z Legią Warszawa, nie mieliśmy natomiast zgody z Wisłą Kraków. Wyjazdy na mecze Arki też były ciekawe. Od lat nie lubimy się z Arką i Zawiszą. Zawsze były zadymy, często zaczynały się już w kolejce SKM. Na mecze jeżdżą też niewinni ludzie, którzy nie jadą się bić, tylko obejrzeć piłkę. Tymczasem na dworcu czekała na nich grupa niezaprzyjaźnionych kibiców i ich obijała.

Takie niesnaski powstawały i wiadomo było, że kiedy oni przyjadą do Gdańska, w ramach rewanżu też zostaną obici. Nie raz widziałem, że nie patrzyli czy to dzieci, czy nie. Wysiadali z pociągu, byli kibicami Lechii i to wystarczyło, za to ich bito. Ale nie bijatyki były najważniejsze i nie wokół tego kręciło się życie kibiców. Najważniejsze były mecze naszej ukochanej drużyny.

Jerzy Wolszon opowiedział również o kulisach zgody zawartej pomiędzy kibicami Lechii i Śląska Wrocław. – Nie wszyscy kibice pamiętają o tym, że zgoda z fanami Śląska została zawarta w Koszalinie na meczu wrocławskiej drużyny z Gwardią Koszalin. Pojechało nas tam trzynastu. My wcześniej mieliśmy kontakty z kibicami z Wrocławia. Jeżdżąc na mecze Górnika Wałbrzych musieliśmy wysiadać we Wrocławiu, spotykaliśmy się z nimi na piwku i tak powstały przyjacielskie stosunki, które są do dziś.

Na pytanie o wyjazdy na mecze z klubami, z którymi biało-zieloni mieli zgody „Żarówa” z uśmiechem odpowiada:
– Casem ciężko było wrócić, to były wyjazdy tygodniowe a czasem nawet dwutygodniowe. Szczególnie bardzo miło wspominam wyjazdy do stolicy kiedy mieliśmy zgodę z Legią Warszawa.

Wielu z kibiców nie ma już wśród nas, ale dla dzisiejszego pokolenia fanów stanowią wzór do naśladowania. Legendarni kibice Lechii Gdańsk to kolejny temat, o którym wspomniał Jerzy „Żarówa” Wolszon.

– Kaczor, bardzo sławny kibic, tak naprawdę nazywał się Zbyszek Winiarski. Bardzo go lubiłem, też miał mnóstwo wyjazdów. Uczestniczył również w zgodzie z Wisłą Kraków. Dufko, to taki przywódca duchowy, który prowadził nas po linii Solidarności. Uczestniczyliśmy w każdej zadymie z ZOMO, w szalikach Lechii oczywiście. Chcieliśmy pokazać, że Gdańsk sobie nie pozwoli na komunę. Było też dwóch braci „petardziarzy” z Tczewa. Jeden z nich znał się trochę na pirotechnice i robił race, które potem odpalaliśmy.

Jak się zdobywało szacunek wśród innych kibiców? – Trzeba było jeździć na mecze, bez wahania odpowiada „Żarówa”, dodaje również, że: to nie sztuka przyjść na mecz na Traugutta i kibicować, trzeba być wszędzie.

O Dufku pojawiła się historia, że kiedyś pojechał do Warszawy, poszedł do klubu, w którym kibice Legii pili piwo i został tam potraktowany z ogromnym szacunkiem. Takie sytuacje są dziś niemal niewyobrażalne. – On był znany nie tylko ze względu na to, że walczył z komuną, był zwyczajnie szanowany jako kibic. Zresztą nie tylko on. Ale to były zupełnie inne czasy. Nie wyobrażam sobie żeby dziś ktoś z Lechii poszedł do jakiegoś baru, gdzie siedzą kibice Legii i sobie spokojnie posiedział.



Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj