Siemaszko strzela ręką i daje oddech Arce. Żółto-niebiescy wyszli ze strefy spadkowej

Arka Gdynia zremisowała z Ruchem Chorzów 1:1 (1:1). Żółto-niebiescy na kolejkę przed końcem sezonu wydostali się ze strefy spadkowej. Bohaterem gdynian, ale antybohaterem całego meczu, został Rafał Siemaszko, który gola zdobył ręką. Arka bardzo chaotycznie zaczęła spotkanie. Już pierwsze, otwierające mecz podanie, było bardzo niecelne i piłka wypadła poza linię końcową boiska. Zła organizacja gry i niedokładność ponownie dały o sobie znać w 4. minucie. Gdynianie stracili piłkę w środku boiska i trzej chorzowianie popędzili na bramkę Pavelsa Steinborsa. Jarosław Niezgoda dograł do Łukasza Monety, a ten bez problemu trafił do siatki. Żółto-niebiescy stracili gola, ale uspokoili grę i zaczęli dominować na boisku. Jako pierwszy bliski wyrównania był Mateusz Szwoch, ale jego strzał obronił Libor Hrdlicka, a dobitka była niecelna. Po chwili świetną okazję miał Rafał Siemaszko, ale po strzale głową trafił w słupek, a Krzysztof Sobieraj nie potrafił pokonać bramkarza.

SPOKOJNA GRA I SKANDALICZNY GOL

Arka prowadziła grę i budowała ataki pozycyjne, a Ruch czekał na okazje do kontrataków. Jedną z nich miał Niezgoda, ale Sobieraj w ostatniej chwili ubiegł napastnika i wybił piłkę poza boisko. Gdynianie odpowiedzieli wymianą podań na prawym skrzydle, w pole karne dośrodkował Tadeusz Socha, a piłkę zgrał Dariusz Formella. Niebezpieczeństwo prawdopodobnie zażegnałby bramkarz gości, ale do futbolówki pierwszy doszedł Siemaszko. Filigranowy napastnik nie był w stanie dogonić piłki, więc ręką wepchnął ją do siatki. Nie zauważył tego sędzia Musiał i wywołał skandal wskazując na środek boiska.

Po golu dla gdynian do głosu znów doszli goście. Aktywni byli Niezgoda i Miłosz Przybecki, ale gra chorzowian dobrze wyglądała tylko do momentu, w którym „Niebiescy” zbliżali się do pola karnego gospodarzy. Tam dobrze ustawieni byli obrońcy żółto-niebieskich, a w bramce bezbłędnie interweniował Steinbors. W ostatnich minutach z rzutu wolnego strzelał jeszcze Szwoch, ale uderzenie z ponad trzydziestu metrów było niecelne. Do przerwy utrzymywał się remis 1:1, a przy takim samym rezultacie w spotkaniu Górnika Łęczna z Zagłębiem Lubin, do I ligi spadał Ruch.

RUCH LEPSZY PO PRZERWIE

W drugiej połowie od początku inicjatywę przejęli chorzowianie. Przyjezdni nie potrafili budować ataków pozycyjnych, ale indywidualnymi akcjami zaskakiwali defensywę gospodarzy. Po stronie gdynian najwięcej zagrożenia stwarzał Siemaszko, który tuż po wznowieniu uderzył niecelnie. Najskuteczniejszy zawodnik Arki kilka minut później wypracował idealną pozycję do strzału Formelli, ale wypożyczony z Lecha Poznań skrzydłowy fatalnie spudłował.

W 60. minucie Leszek Ojrzyński zdecydował się zdjąć z boiska bezproduktywnego Marcusa da Silvę i wprowadzić jednego z bohaterów finału Pucharu Polski – Lukę Zarandię. Gruzin już chwilę po przerwie wykorzystał swoją szybkość, wpadł w pole karne, ale jego uderzenie zostało zablokowane. Skrzydłowy odniósł jednak kontuzję i nie był w stanie kontynuować gry.

AKCJA ZA AKCJĘ W KOŃCÓWCE

Ruch, dla którego remis oznaczał degradację, próbował odwrócić losy meczu. Chorzowianie mieli dobrą okazję przy rzucie wolnym z szesnastu metrów, ale strzał został zablokowany. Arka próbowała wykorzystać ofensywne nastawienie gości wyprowadzając kontrataki. Gdynianom brakowało jednak dokładności i obrońcy rywala wybijali piłkę. Najlepszą okazję gospodarze mieli po rzucie wolnym, ale strzał głową Sołdeckiego instynktownie obronił Hrdlicka. W ostatnich minutach obie drużyny zaczęły grać coraz bardziej odważnie. Raz po raz napastnicy ścigali się do piłki z obrońcami lub bramkarzem, ale za każdym razem górą byli broniący. W międzyczasie Zagłębie zdobyło gola w meczu z Górnikiem Łęczna, a to trafienie oznaczało, że gdynianie wydostają się ze strefy spadkowej. Żółto-niebiescy cofnęli się do defensywy i szczęśliwie utrzymali remis do końcowego gwizdka.

Arka źle rozpoczęła mecz, ale z każdą minutą grała coraz lepiej. Wywalczony punkt zapewnia Arce miejsce tuż nad strefą spadkową i żółto-niebiescy przed ostatnią kolejką mają wszystko w swoich rękach. Po meczu pozostaje jednak ogromny niesmak, bo gol zdobyty ręką oznacza spadek do I ligi dla Ruchu Chorzów. Bramka Siemaszki być może da utrzymanie gdynianom, a ten napastnik wyspecjalizował się w zdobywaniu arcyważnych goli.

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj