Chaos, stałe fragmenty gry i czerwone kartki. ZVARiowany mecz Lechii z Lechem

DSC02923 copy

Lechia po szalonym meczu zremisowała z Lechem 3:3 (2:1). W meczu dwukrotnie w roli głównej wystąpił VAR, obie drużyny grały w osłabieniu, a gospodarze dwukrotnie tracili prowadzenie. Ważnym czynnikiem był też chaos, który raz po raz przypominał o sobie w najważniejszych momentach spotkania.

Patrząc na pierwsze pięć minut meczu można było postawić jedną tezę – Lechia źle weszła w mecz. Gdańszczanie byli źle zorganizowani, panikowali przy szybkich atakach rywala i nie potrafili utrzymać piłki. Jednak zupełnie inaczej spotkanie wyglądało już po pierwszym kwadransie. Biało-zieloni uspokoili grę, na prawej stronie boiska walczył Rafał Wolski, co poskutkowało rzutem rożnym. Reprezentant Polski dośrodkował do Błażeja Augustyna, a obrońca sprytnym strzałem pokonał Matusa Putnockiego.

W ROLI GŁÓWNEJ: CHAOS

Na boisku nie dominowała jednak ani Lechia, ani Lech, a najwięcej było chaosu. Gra toczyła się cios za cios, ale w dosłownym tych słów znaczeniu. Faulował Wolski, faulem odpowiadał Trałka, daleko piłkę wybił defensor gospodarzy, chwilę później to samo mógł zrobić zawodnik gości, bo brakowało pomysłu na inne rozegranie piłki. „Kolejorz” przegrywał i nie potrafił stworzyć dobrej sytuacji, ale potrafił wykorzystać to, co dali mu biało-zieloni – rzut wolny blisko pola karnego. Do piłki podszedł Mihai Radut, w polu karnym najlepiej  odnalazł się Maciej Gajos i szczęśliwie pokonał Kuciaka, wykorzystując obecny oczywiście w polu karnym chaos.

Fot. Radio Gdańsk/Hanna Berenthal

VARIACTWO

Remisem 1:1 skończyłaby się pierwsza połowa, ale w ostatniej minucie po raz pierwszy w roli głównej wystąpił VAR. Sędzia Tomasz Musiał po dłuższej chwili zatrzymał grę i po weryfikacji wskazał na „wapno” po faulu na Marco Paixao. Portugalczyk podszedł do piłki i pewnie pokonał bramkarza, kończąc pierwszą część meczu.

Po przerwie to Lechia dominowała w pierwszych minutach, ale –  znów przewrotnie – ten fragment meczu lepszy okazał się być lepszy dla rywala. Simeon Sławczew niedokładnie podał do Michała Nalepy, były obrońca Wisły Kraków po raz kolejny udowodnił, że zwrotność to jego najsłabsza strona i ratował się wykonując wślizg. Sędzia puścił grę, ale po upływie około minuty znów skorzystał z wideo weryfikacji i pokazał defensorowi Lechii czerwoną kartkę.

FATALNA OBRONA

Pomimo osłabienia to gospodarze atakowali i byli bardzo bliscy gola, ale panicznie broniący się Lech przetrzymał trudny moment i wykorzystał panujący chwilowo w szeregach Lechii, a jakże, chaos. „Kolejorz” szybko wznowił grę rzutem z autu, do piłki ruszył Deniss Rakels, źle przed pole karne wyszedł Kuciak, a gola strzelił Christian Gytkjaer, wbijając futbolówkę do pustej bramki. Jeszcze gorzej było dwie minuty później. Mato Milos zanotował stratę na własnej połowie, idealnie dośrodkował Darko Jevtić, a bramkę zdobył Maciej Makuszewski.

CHARAKTER DRUŻYNY

Lechia grała w osłabieniu, przegrywała i, grając z liderem, nie miała dobrych perspektyw na odwrócenie wyniku. Tymczasem pomocną dłoń do biało-zielonych wyciągnęli rywale. Drugą żółtą kartkę obejrzał Radut, siły się wyrównały, ale gospodarze mieli przewagę, bo tym razem dobry dla nich okazał się stary znajomy – chaos. Sławczew dośrodkował w pole karne, a samobójczą bramkę zdobył Emir Dilaver.

Dopiero szósta bramka uspokoiła wydarzenia na boisku, choć Lech mógł jeszcze podwyższyć po rzucie wolnym blisko „szesnastki”. Lechia znów nie potrafiła utrzymać prowadzenia – traciła je dwukrotnie – ale kolejny raz pokazała, że ma charakter. Biało-zieloni wyszarpali punkt w starciu z będącym w dobrej formie z Lechem i mogą z optymizmem oczekiwać kolejnego meczu.

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj