Takiej kompromitacji na stadionie Energa nie widzieliśmy od dawna. Blamaż i wysoka przegrana Lechii z Koroną

Kompromitacja Lechii Gdańsk. Biało-zieloni w fatalnym stylu przegrali z Koroną Kielce 0:5 na zakończenie 14. kolejki piłkarskiej Lotto Ekstraklasy. Tylko w pierwszej połowie kielczanie strzelili 4 bramki, a końcowy wynik to najmniejszy wymiar kary dla piłkarzy Adama Owena. Lechia w poniedziałkowym spotkaniu dobrze wyglądała tylko przez pierwsze 10 minut. Już na początku bramkę mógł zdobyć Rafał Wolski, ale piłka po jego strzale została zablokowana i wyszła na rzut rożny. Im dalej w mecz, tym więcej inicjatywy miała Korona. Kielczanie mieli więcej z gry, „gryźli trawę”, a wysoki pressing przynosił efekty. Po kwadransie nie istniała już defensywa biało-zielonych, która gubiła przy najmniejszym zagrożeniu bramki Dusana Kuciaka. Zresztą sam Słowak nie wyglądał dobrze i pomimo dobrego początku, niepewnie interweniował przy dwóch sytuacjach dla Korony.

ZABÓJCZE CIOSY

Od 26. minuty Korona zaczęła swój taniec na stadionie Energa. Wynik otworzył Kaczarawa, którego po raz kolejny nie upilnowała gdańska obrona. Ten znalazł się twarzą w twarz z Kuciakiem i wykończył akcję celnym strzałem. Pięć minut później – 2:0. Kolejne nieporozumienie w gdańskiej defensywie i Górski strzela do pustej bramki. 39. minuta – niepilnowany Rymaniak dobija strzał z pięciu metrów. Pod koniec pierwszej połowy dzieła zniszczenia dokonał Kaczarawa, który raz jeszcze zabawił się z obrońcami Lechii i wślizgiem wepchnął piłkę do bramki. To był nokaut. Biało-zieloni do szatni schodzili ze spuszczonymi głowami, ale trudno się dziwić, jeżeli nie oddaje się nawet celnego strzału na bramkę rywali.

GDZIE SĄ OBROŃCY LECHII?

Na początku drugiej części Lechia choć minimalnie mogła zmniejszyć straty. W bramce Korony jednak doskonale spisał się Gostomski, który sparował piłkę na rzut rożny. Pomimo kilku przebłysków w ataku, Lechia nadal grała fatalnie w obronie. Ta niemal nie istniała i podobnie jak w pierwszej połowie, tak i w drugiej każde niemal najmniejsze zagrożenie w okolicach bramki Kuciaka powodowało panikę w gdańskich szeregach. W 70. minucie mogło być 5:0. Karnego na bramkę nie zamienił jednak Żubrowski po interwencji Kuciaka. Niestety co się odwlecze, to nie uciecze. 4 minuty później Korona dopięła swego. Obrońcy Lechii kolejny raz w tym spotkaniu udowodnili, że są bardziej zbieraniną przypadkowych piłkarzy, niż zgranym blokiem defensywnym. Kosakiewicz nie miał większych problemów, aby prawym skrzydłem uciec defensorom Lechii. Dograł w pole karne, a tam Soriano, niepilnowany oczywiście, dobił piłkę do bramki obok bezradnego Kuciaka.

… A W PERSPEKTYWIE DERBY TRÓJMIASTA

Spotkanie Lechii z Koroną dobitnie pokazało, jaka „atmosfera” panuje w Gdańsku. Oglądając poniedziałkowe „wyczyny” biało-zielonych zastanawialiśmy, gdzie podziała się drużyna, która jeszcze w zeszłym roku walczyła o europejskie puchary. Zresztą trudno się dziwić. Pierwszym trenerem drużyny jest pan od przygotowania fizycznego, a nie szkoleniowiec z prawdziwego zdarzenia. W perspektywie ciężki tydzień. Już w piątek wielkie derby Trójmiasta, a mentalnie rozbita Lechia będzie łakomym kąskiem dla solidnej w tym sezonie Arki Gdynia. Zwłaszcza na stadionie przy Olimpijskiej.

Wojciech Luściński
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj