4380 dni oczekiwania na jeden wtorek. Presja? Zostawmy ją, tu nawet wygrać nie trzeba [OPINIA]

12 lat bez jednej doby, czyli dokładnie 4380 dni temu zagraliśmy ostatni mecz na Mundialu. Spotkanie o pietruszkę przeciwko Kostaryce „wygrał” nam obrońca Bartosz Bosacki. Przez ten czas Polska wychowała pokolenie kibiców z amnezją do uczuć wyższych na Mistrzostwach Świata. Nie graliśmy na turniejach w RPA i Brazylii po niesatysfakcjonujących eliminacjach. Te do Mistrzostw Świata 2010 były zresztą końcem pewnej epoki – 0:1 ze Słowacją po samobójczym golu, z tymczasowym trenerem na ławce rezerwowych i pustymi trybunami Stadionu Śląskiego, który za moment miał przejść gruntowną renowację.

BLIŻEJ KADRY

O tym, że 12 lat w piłce to wieczność, nikogo nie trzeba przekonywać. Przez ten czas przeszliśmy rewolucję futbolową. Nasi piłkarze zaczęli znaczyć więcej w dużych klubach – do roli topowego napastnika na świecie wzrósł Robert Lewandowski. Euro 2016 rozbudziło apetyty, a projekt multimedialny Łączy nas piłka, będący łącznikiem pomiędzy codziennym kibicem, a zawodnikami „od kuchni”, pozwolił zbliżyć się uczuciowo do reprezentacji zwykłemu Kowalskiemu.

NIE BĘDZIE WYMÓWEK

Jaki to będzie dla nas Mundial? Na razie wszystko wygląda na dopięte na ostatni guzik. Sztab ma do dyspozycji wspaniały ośrodek, wyposażony we wszystko, czego potrzeba do spokojnej pracy. Boisko treningowe Polaków w Soczi jest oddzielone od świata pięknymi okolicznościami natury, a sam selekcjoner to detalista, który bez cienia wątpliwości przepracował każdy dzień od początku nominacji na stanowisko trenera należycie. Wystarczy spojrzeć na osobliwy przypadek Kamila Glika. 15 dni przed pierwszym meczem doznaje kontuzji, której rokowania skreślają go na 6 tygodni gry. Ciężka praca tak jego jak i sztabu medycznego, przyniosła nieprawdopodobne efekty i wiele mówi się o jego występie już przeciwko Kolumbii w drugiej kolejce.

MĄDRY POLAK PO SZKODZIE

W Korei uczyliśmy się piłki na dużym turnieju – piłkarze zamiast jechać po sukces, odcinali kupony po awansie. Do historii przeszło pytanie świętej pamięci trenera Kazimierza Górskiego do ówczesnego selekcjonera Jerzego Engela: „Skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle?” W Niemczech uczyliśmy się obycia – na konferencji prasowej po dwóch przegranych meczach zamiast trenera tłumaczył się… kucharz reprezentacji. Dziś musimy nauczyć się sprostać oczekiwaniom, osiągnąć poziom przyzwoitości, czyli wyjść z grupy.

Presja? Zostawmy ją, tu nawet wygrać nie trzeba. Skoro nie zrobili tego zgodnie w pierwszym meczu Argentyńczycy, Brazylijczycy i Niemcy, to czemu my mielibyśmy czuć kompleksy, jeśli nie będzie trzech punktów? Tyle, że pomni wcześniejszych doświadczeń po prostu przegrać także nie możemy.

CHLEB, SÓL I… MUZYKA

Hotel w Soczi powitał Polaków chlebem i solą. Czy pożegna ich po trzecim meczu grupowym w niesławie niczym po turniejach w Korei lub Niemczech? A może nasi wreszcie nawiążą do futbolowej prehistorii lat 1974, 1982? Jedno jest pewne, gra Polaków na rosyjskich murawach powinna być proporcjonalnie odwrotna do jakości polskich piosenek mundialowych: ambitna, sensowna, spójna. Wówczas migawki z Rosji przetrwają dłużej niż 3-minutowy teledysk.

Paweł Kątnik/mmt

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj