Zwycięzców tego hitu Ekstraklasy poznamy wiosną. Na razie szczęśliwsza Lechia utrzymuje przewagę

Jeden strzał celny po stronie Lechii, dwa kolejne po stronie Legii. Hitowi Ekstraklasy nie brakowało walki, ale piłkarsko skąpo było zarówno w statystyce goli jak i wykreowanych sytuacji. – To był taki mecz na zero – skwitował celnie prezes Legii Dariusz Mioduski. Zawiedli ci, od których wymaga się strzelania goli – Carlitos był najsłabszym ogniwem Legii, a Flavio choć walczył od pola karnego do pola karnego, to jednak sytuacji miał śladowe ilości. Obie drużyny nie podjęły ryzyka, uczucie kalkulacji zdominowało obraz gry.

FREKWENCJA BOLI

Żółtą kartkę można też pokazać kibicom. Nie wiadomo co musiałoby się stać, by choćby w trzech czwartych kibice wypełnili obiekt przy Pokoleń Lechii Gdańsk. Lechia gra najlepszą piłkę w kraju, ma najwięcej punktów i najbardziej bramkostrzelnego napastnika, a do Gdańska przyjechał najgorętszy rywal. Niestety słaby poziom meczu dał fanom biało-zielonych solidne alibi, by na następne spotkanie z Górnikiem Zabrze się nie wybrać.

STOKOWIEC ZADOWOLONY

– Muszę patrzeć oczami trenera. Wiem, że kibice oczekują goli, ale graliśmy bardzo dobrze taktycznie – powiedział Piotr Stokowiec. Szkoleniowcowi trzeba oddać, że szukał zwycięstwa wprowadzając na plac gry pod koniec dwóch napastników – Jakuba Araka i Artura Sobiecha. Ten drugi nie powinien szybko zasnąć, po tym jak spudłował strzał głową z czterech metrów w ostatnich minutach meczu.

Remis zdecydowanie bardziej zadowala Lechię. Utrzymała ona 5-punktową przewagę w tabeli, pozostaje jej korzystny terminarz do końca roku, ze słabiutkimi Miedzią Legnica i Górnikiem Zabrze w roli przeciwników. A Legia? W całym spotkaniu częściej posiadała piłkę, ale nic z tej „przewagi” nie wynikało.

WIOSNĄ WERYFIKACJA

Hit Ekstraklasy nie zachwycił, ale też nie zażenował. Niestety trochę to starcie przypominało mecz z czerwca 2017 roku, kiedy obie drużyny walczyły o Mistrzostwo Polski, ale żadna nie poszła na całość. Wówczas ta kalkulacja promowała Legię. Prawdziwych zwycięzców niedzielnego starcia poznamy dopiero późną wiosną, gdy cenne ligowe punkty zaczną decydować o układzie tabeli.

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj