Szybko strzelona bramka i… dominacja przez cały mecz. Lechia zasłużenie wygrała i zrobiła kolejny krok w stronę mistrzostwa

Piłkarze Lechii zrobili kolejny krok w kierunku mistrzostwa Polski. Gdańszczanie całkowicie zdominowali Lecha Poznań, przez całe spotkanie byli zespołem lepszym i zasłużenie wygrali 1:0. Decydującą bramkę zdobył Artur Sobiech, ale tych goli mogło być więcej. Jeżeli o coś można mieć pretensje, to właśnie o skuteczność biało-zielonych.
Kiedy Błażej Augustyn zalicza asystę przewrotką, to wiedz, że coś się dzieje. A właśnie tego wydarzenia świadkami byli kibice na Stadionie Energa w 10. minucie meczu. Trudno powiedzieć, czy defensor dokładnie tak to zaplanował, czy chciał zapobiec kontratakowi, ale wyszło mu idealnie. Głowę dołożył tylko Artur Sobiech, który przy okazji przełamał się po dziewięciu meczach bez gola, i było 1:0 dla Lechii. Po raz dziewiętnasty w tym sezonie gdańszczanie otworzyli wynik meczu.

ZASKOCZYLI DOMINACJĄ

Szybko strzelony gol zapowiadał, że będziemy oglądać Lechię wyczekującą, broniącą się, a tymczasem już minutę później gdańszczanie mogli prowadzić 2:0, ale po rajdzie prawą stroną Michał Mak uderzył obok słupka. Lechia była jednak napędzona, głodna kolejnych goli. Sporo wniosły zmiany w wyjściowej jedenastce, bo Patryk Lipski dobrze dogadywał się z partnerami, a Mak biegał tak, jakby przed pierwszym gwizdkiem zjadł wiadro witamin. Tradycyjnie sporo wiatru na lewej stronie robił serbsko-chorwacki duet. Niepokój budziły tylko żółte kartki. Przed przerwą trzech gospodarzy obejrzało kartonik, a jednym z nich był Augustyn, który wyeliminował się z gry w ostatniej kolejce rundy zasadniczej.

Lech w pierwszej połowie miał kilka okazji, najbardziej aktywny był Kamil Jóźwiak, ale poza stworzeniem zamieszania w okolicach pola karnego Dusana Kuciaka, „Kolejorz” nie był w stanie realnie zagrozić Słowakowi. A najlepiej potwierdza to fakt, że w pierwszych 45 minutach poznaniacy nie oddali nawet jednego celnego strzału.

BRAKOWAŁO TYLKO SKUTECZNOŚCI

O ile pierwsza połowa była dość imponująca, o tyle w drugiej biało-zieloni kompletnie zdominowali poznaniaków. Sam Lukas Haraslin mógł skompletować dublet lub nawet pokusić się o hat-trick. Najbardziej w pamięć zapadł jego rzut wolny, po którym trafił w spojenie słupka z poprzeczką. Swój dorobek bramkowy mogli powiększyć też Sobiech i Konrad Michalak. Gdańszczanom w ataku brakowało tylko wykończenia, ostatniego dokładnego muśnięcia czy uderzenia piłki.

NIEZAWODNA DEFENSYWA

W defensywie gospodarzom nie brakowało za to niczego. Michał Nalepa momentami wyglądał, jakby brał korepetycje u Virgila van Dijka z Liverpoolu. Karol Fila w obronie nie odstawał od poziomu Filipa Mladenovicia, a ten przecież w lidze nie ma sobie równych na swojej pozycji. Lech do pewnego momentu miał swobodę w rozegraniu, ale od trzydziestego, dwudziestego piątego metra był już bezradny. Jeden kąśliwy strzał Lecha i kilka dośrodkowań w doliczonym czasie gry obrazu całego meczu zmienić nie mogły.

POKAZALI DUŻE MOŻLIWOŚCI

Jeżeli ktoś spojrzy tylko na wynik i minutę, w której Lechia zdobyła bramkę, powie – no tak, znów szybko strzelili i utrzymywali prowadzenie. Pewnie po raz kolejny mieli szczęście. Ale taka osoba będzie w ogromnym błędzie. Lechia zagrała dzisiaj jedno z najlepszych spotkań w tym roku. Gdańszczanie dołożyli jeszcze jedno czyste konto do kolekcji, a w ofensywie zaprezentowali naprawdę duże możliwości. Zabrakło tylko większej liczby bramek, ale „na koniec dnia” liczy się zdobycz punktowa, a ta znów jest maksymalna.

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj