Marko Vejinović: „Przez długi czas nie zanosiło się na to, żebym wrócił”. Ale wrócił i w dwa dni odmienił Arkę. Na jak długo? [ROZMOWA]

Jest Marko, jest zabawa, mogli radośnie stwierdzić po piątkowym meczu 7. kolejki Ekstraklasy gdyńscy kibice. Holender sam gola nie strzelił, ale spowodował, że ochoty na strzelanie – i na granie – nabrali inni. – Nie zgadzam się z tym, że Arce zawsze będą przypadały ostatnie miejsca w tabeli, mówił po meczu.
Po długiej przerwie w grze i zaledwie dwóch dniach treningu, wyszedł na boisko na pełnych 90 minut i zdumiał wszystkich. Sam zagrał z Górnikiem Zabrze dość ostrożnie, ale to, jaki efekt miała obecność Vejinovicia na murawie na pozostałych zawodników Arki zdaje się być dokładnie tym, czego żółto-niebieskim brakowało od dnia, w którym Holender opuścił Gdynię.

– To dla mnie wielki zaszczyt, że Arka chciała i zrobiła wszystko po to, by mnie pozyskać – mówił po meczu do mikrofonu Radia Gdańsk były już pomocnik AZ Alkmaar, który na własną prośbę podpisał z gdyńskim klubem długi, jak na polskie warunki, 3-letni kontrakt.

Posłuchaj wywiadu:

NIECHCIANY W HOLANDII

Zaledwie w środę podpisał nowy kontrakt, tego samego dnia popołudniu odbył z drużyną pierwszy trening, a już w piątek o godzinie 18:00 stanowił podstawę pierwszej jedenastki wybranej przez Jacka Zielińskiego na mecz z Górnikiem.

Przerwę w grze miał długą, bo od zakończenia rozgrywek w Gdyni i powrotu do Alkmaar wiedział, że czeka go poszukiwanie nowego klubu. Trener Arne Slot, którego Marko występami w Ekstraklasie miał przekonać do własnej wartości, ostatecznie postawił na zawodników, którzy sprawdzili się w jego zespole w poprzednim sezonie.

– Po powrocie do Holandii miałem spotkanie z trenerem, który powiedział mi, że nie będę zawodnikiem jego pierwszej jedenastki. Uszanowałem jego decyzję, ale powiedziałem mu również, że jestem zbyt dobry, żeby siedzieć na ławce. Miałem za sobą trzy miesiące dobrej gry, więc ławka rezerwowych nie była dla mnie opcją – zaznaczył urodzony w Amsterdamie piłkarz.

NIE SĄDZIŁ, ŻE WRÓCI DO GDYNI

Powrót do Gdyni zawodnika, który na swoim koncie ma 27 występów w młodzieżowych kategoriach reprezentacji Holandii, był jednak zaskoczeniem nie tylko dla żółto-niebieskich sympatyków. Sam Vejinović przyznaje, że dla niego także nie był to oczywisty bieg wydarzeń.

– Przez długi czas nie zanosiło się na to, żebym wrócił. Po czym w ubiegłą sobotę czy niedzielę, skontaktował się ze mną właściciel, Dominik. Wszystko, co mi wtedy powiedział sprawiło, że pomyślałem: „To jest to. To jest idealny ruch, jeśli chodzi o moją przyszłość”, wspomina zawodnik.

– Wiele klubów było zainteresowanych moją osobą, w żadnym jednak nie czułem, że właśnie tam chciałbym grać – przyznał Vejinović.

SAM POPROSIŁ O DŁUGI KONTRAKT

Zaraz po fakcie, iż Holender w ogóle zdecydował się na powrót do Gdyni, prawie równie mocno zadziwia długość kontraktu, jaki podpisał z Arką. Umowa Vejinovicia obowiązuje aż do czerwca 2022 roku, a więc przez trzy najbliższe sezony.

Tak długie kontrakty są w Ekstraklasie rzadkością. Zawodnicy z wyższej półki nie chcą ich podpisywać, aby nie zamykać sobie drzwi z napisem „Exit”. Ci o umiejętnościach przeciętnych nie przekonują z kolei na tyle, by to kluby chciały zobowiązywać się do tak długiego okresu zapotrzebowania na świadczoną przez nich pracę.

Jak się okazuje, 3-letni kontrakt Vejinovicia w Gdyni to rezultat prośby samego zawodnika. – Lubię stabilność. W AZ Alkmaar wciąż pozostawały mi trzy lata kontraktu i to też powiedziałem przychodząc tutaj – przyznał.

– Wierzę w progres tej drużyny, a rok czy dwa to nie jest dla mnie wystarczająco długo, żeby zaprezentować cały swój rozwój. Kiedy się do czegoś zobowiązuję, to robię to na sto procent. Uważam, że trzyletnia umowa jest dobra dla mnie, ale i dla klubu. Wiele polskich klubów podpisuje kontrakty zaledwie dwuletnie, ale mnie nie przekonuje ta filozofia – wyjaśnił.

Szczegóły umowy nie wyszły do tej pory na światło dzienne, ale mówi się o kwotach astronomicznych, jeśli chodzi o historię Arki, oraz o bardzo przyzwoitych w kontekście warunków, jakie zapewniają swoim piłkarzom kluby z czołówki Ekstraklasy.

– To dla mnie wielki zaszczyt, że Arka chciała i zrobiła wszystko po to, by mnie pozyskać. Dla mnie to tylko dodatkowa motywacja do tego, żeby pokazać, ile jestem wart. Chcę pomóc klubowi oraz drużynie wznieść się na wyższy poziom – przyznał świadomy możliwości finansowych Arki zawodnik.

GONIŁ DRUŻYNĘ DO PRZODU

Jeśli Vejinović zachowa poziom, jaki prezentował w Gdyni w końcówce sezonu 2018/19, a więc ten sam, o którym wczoraj przypomniał gdyńskiej publiczności, to inwestycja widniejąca w księgowości klubu pod nazwą „Marko Vejinović” może okazać się bezcenna.

Przeciw Górnikowi nie tylko sam pokazał się z bardzo dobrej strony, sprawiając wrażenie, iż gra nie kosztuje go absolutnie żadnego wysiłku. Holender również niejednokrotnie zachęcał kolegów wyraźną gestykulacją do wyjścia wyżej, a coraz śmielszy atak gdynian kończył się niejednym groźnym strzałem.

– Pierwszych pięć meczów Arka zagrała dość mocno wycofana. Zaczęliśmy wprowadzać zmiany, żeby grać bardziej do przodu i wywierać większą presję na drużynie przeciwnika – potwierdził po meczu utalentowany pomocnik.

Arka Gdynia to jedyny do tej pory klub Vejinovicia poza granicami Holandii i romantycznie rzecz ujmując, faktycznie przenosi na – nierzadko smutne – boiska Ekstraklasy namiastkę polotu i finezji ligi holenderskiej. W meczu z Górnikiem potwierdził, że nie tylko ponownie będzie jednym z kluczy do utrzymania w Gdyni najwyższego poziomu rozgrywkowego, ale i przypomni kibicom, na czym polega radość z piłki.

Anita Kobylińska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj