To był wytrawny gracz: o egzotycznym nazwisku, z numerem „19” na plecach. Podsumowujemy piłkarski rok 2020 [POSŁUCHAJ]

Kibice w kapciach, dezorganizacja rozgrywek ligowych i międzynarodowych, odwołane mistrzostwa Europy. Rok 2020 obfitował także w stricte piłkarskie wydarzenia, ale większość z nich, bez większego wysiłku, znokautował „dwunasty zawodnik”: COVID-19.
Posłuchaj audycji:

AGENT 019

Początek ubiegłych dwunastu miesięcy nie zwiastował niczego wyjątkowego. Manchester City rozpoczynał nowy rok wygrywając z Evertonem, Real Madryt zdobywając trzy punkty przeciw Getafe, a Juventus Cristiano Ronaldo gromiąc za pośrednictwem hat-tricka zupełnie bezradne w meczu z mistrzem Włoch Cagliari.

Miesiąc później, z „19” na plecach i – tylko do pewnego momentu – tajemniczym „nazwiskiem”, przy linii bocznej boisk na całym świecie zaczynał rozgrzewać się on: COVID-19. Najpierw czaił się wokół nich niepewnie, ostrożnie badając teren. Gdy jednak wręczono mu przepustkę, pozwalającą wstać z ławki rezerwowych i wybiec prosto na murawę, doskonale już wiedział, co z tą szansą zrobić: atakować.

COVID-19 daleki jednak był od atakowania bramki rywala. Niczym wytrawny gracz, eliminował skupionych na piłce zawodników – ach, amatorzy! – ukrytą, dostępną tylko jemu bronią. W efekcie, jak nikt inny, w pojedynkę rozbijał w 2020 roku przeciwników na boiskach na całym świecie.

MECZ NUMER 1: ZAPRAWIĆ SIĘ W BOJACH

Koronawirus nie potrzebował dużej pomocy, by w krótkim czasie rozprawić się z rozgrywkami piłkarskimi od Portugalii po Argentynę. Potrzebował jednak, aby ktoś uchylił mu prowadzącą na boisko furtkę – albo po prostu zapomniał jej domknąć. Traf chciał, że furtki nie domknięto podczas dwóch całkiem pokaźnych pod względem liczby kibiców na trybunach spotkań Ligi Mistrzów.

Pierwszym z nich był mecz Atalanty z Valencią. Chcąc w pełni poczuć meczowy experience, COVID-19 skorzystał wraz z kibicami z Bergamo z transportu publicznego, by stamtąd przemieścić się do tętniącego życiem Mediolanu. Wraz z sympatykami Atalanty udał się na legendarne San Siro, aby pośród 40 tysięcy fanów futbolu obserwować, jak skromny klub z obrzeży metropolii niespodziewanie rozbija zaprawioną w europejskich bojach Valencię 4-1.

Po pełnej piłkarskich wrażeń nocy, COVID-19 miał ochotę na więcej. Dużo więcej. I choć podczas rozegranego już bez kibiców rewanżu w Hiszpanii drzwi zostały przed nim zamknięte, miał na miejscu wcale nie byle jakiego wysłannika. Trener Piero Gasperini poprowadził 10 marca Atalantę na Estadio Mestalla mając koronawirusa. Niecały tydzień później Valencia poinformowała, że około 35% jej zawodników i członków sztabu uzyskało pozytywny wynik testu na COVID-19.

MECZ NUMER 2: ZAGRAĆ JAK U SIEBIE

W pierwszej połowie marca COVID-19 zaczynał hasać po międzynarodowych arenach coraz odważniej, aż tu, całkiem niespodziewanie, otrzymał jeszcze jedno zaproszenie – z rodzaju tych, których odrzucić nie wolno. Hit Liverpool – Atlético. Niby miał już powoli kończyć swoją krótką, acz efektowną karierę, pozostawiając wszystko w rękach spadkobierców – no ale skoro zapraszają, to jak nie wybrać się na taki mecz?

Spakował więc prędko koszulkę z numerem „19”, tym razem korzystając z uprzejmości – oraz walizki – któregoś z trzech tysięcy kibiców udających się do Liverpoolu prosto z Madrytu. Co to był za wyjazd, ależ to były emocje!

Podczas gdy w większości Europy stadiony świeciły już pustkami, 11 marca na Anfield Road odbyła się prawdziwa fiesta. Na nieszczęście dla większości 52-tysięcznego tłumu, radowali się kibice z Hiszpanii, których drużyna eliminowała właśnie z rozgrywek Ligi Mistrzów zwycięzcę ostatniej edycji. Na szczęście dla koronawirusa – jedni i drudzy integrowali pomeczowe radości i smutki w okolicznych pubach, tuż przed czekającą ich, długą przerwą z dala od stadionów piłkarskich.

NUMER 10 PRZYĆMIŁ NAWET KORONAWIRUSA

To nie tak, że w roku 2020 rządził jedynie COVID-19. W Barcelonie na przykład swoje rządy potwierdził Leo Messi, którego 11-dniowe niezadowolenie wystarczyło, aby najpierw w zawieszeniu trzymać miliony kibiców na całym świecie, a później – by do dymisji podał się prezes Josep Maria Bartomeu. Sam Argentyńczyk z kolei nie tylko nie opuścił Barçy w roku 2020, ale i pomału zaczyna sugerować, że być może nie zrobi tego również w roku bieżącym.

W ubiegłym roku miały też miejsce inne, zupełnie z koronawirusem niezwiązane wydarzenia, spośród których tym niewątpliwie najsmutniejszym była śmierć Diego Armando Maradony. Tylko on spowodował, że piłkarski świat w stu procentach zapomniał na kilka dni o graczu z numerem 19 – bo pod koniec listopada dla kibiców na całym świecie liczył się tylko numer 10.

Na aktualności ze świata piłki zapraszamy w każdą niedzielę po godz. 17:00 w magazynie „Radio Gdańsk Z boisk i stadionów”.

Anita Kobylińska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj