„Lech nacierał na nas jak Joshua na Kliczkę, ale to my zadaliśmy dwa decydujące ciosy”. Tak Arka wygrywała w 2017 roku [REPORTAŻ]

Określenie finału z 2017 roku słowem „niespodzianka” byłoby niedopowiedzeniem. W tamtym meczu wszystko mogło pójść nie tak, a i tak nikt nie miałby do piłkarzy Arki najmniejszych pretensji. Ci zaś, na przekór bukmacherom i wbrew wszelkiej logice, wyszli, zagrali i ze złotymi medalami na szyi wrócili do Gdyni razem z nim: z wywalczonym przeciw faworyzowanemu Lechowi Pucharem Polski.
– Moja najważniejsza bramka? Mam nadzieję, że padnie w finale z Lechem – mówił dzień przed spotkaniem, po oficjalnym treningu na Stadionie Narodowym, napastnik Arki Rafał Siemaszko.

Czy sam wierzył, że faktycznie ją strzeli? Chyba tak, bo na pytanie, czy wiara może znaczyć więcej niż największe umiejętności piłkarskie razem wzięte odpowiadał tego samego dnia, że wspólnymi siłami żółto-niebiescy są w stanie przezwyciężyć wszystko.

I przezwyciężyli – dziesięciokrotnego finalistę i pięciokrotnego triumfatora Pucharu Polski, naszpikowaną reprezentantami drużynę Lecha Poznań, która po trofeum w 2017 roku jechała do Warszawy jak po swoje.

Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego zaś – a jeszcze dosłownie chwilę wcześniej Grzegorza Nicińskiego – docierając do finału bronili się jednocześnie przed spadkiem z Ekstraklasy. Logika nie miała prawa spowodować, żeby to oni odebrali Lechowi wzbudzające już w Poznaniu spore frustracje trofeum.

Niemożliwe, w głowach kibiców i piłkarzy, pozostało niemożliwe – ale i jedni i drudzy doświadczyli go wspólnie 2 maja 2017 roku, w jawiącej się tamtego dnia pięknej, niż kiedykolwiek stolicy.

Posłuchaj, jak na antenie Radia Gdańsk przeżywaliśmy zdobycie przez Arkę Pucharu Polski:

Anita Kobylińska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj