Lechia balansowała na krawędzi, ale szczęśliwie nie spadła. Dusan Kuciak bohaterem, gdańszczanie wygrali w Płocku

Katastrofalny mecz rozgrywała długimi momentami Lechia. Gdańszczanie prowadzili niemal od samego początku, potem zostali zdominowani i w końcu stracili gola. Punktów jednak nie wypuścili. Wystarczyło znów nacisnąć rywali, a Wisła błyskawicznie pękła. Biało-zieloni po słabym spotkaniu wygrali w Płocku 3:1, a bohaterem był Dusan Kuciak. Początek był znakomity. Lechia od 6. minuty prowadziła po golu z rzutu karnego Flavio Paixao. Jedenastkę wywalczył Conrado, co wywołało frustrację u Jakuba Rzeźniczaka, ale na nic się ona zdała. Gdańszczanie mieli to, co zawsze uwielbiali – błyskawicznie zdobytą bramkę.

NA ILE MOŻNA POZWOLIĆ WIŚLE?

Niestety, w kolejnych minutach wyglądało to tak, jakby Lechia sprawdzała, na jak wiele może pozwolić Wiśle i jednocześnie nie stracić gola. Kristers Tobers sprawdził np. czy może sprokurować rzut karny. Okazało się, że tak. Jedenastkę po jego faulu zmarnował Mateusz Szwoch. Biało-zieloni testowali, czy mogą dopuszczać rywali do strzałów głową. Tutaj także odpowiedź była twierdząca. Nawet znakomitych sytuacji gospodarze nie potrafili przekuć na efekt bramkowy. Patryk Tuszyński obił poprzeczkę, a Alan Uryga „podał” do Dusana Kuciaka.

KLĄTWA SAIEFA TRWA

Gdańszczan do przerwy interesowało głównie utrzymanie minimalnego prowadzenia, ale w doliczonym czasie gry sygnał do ataku dał Conrado. Dograł do Żarko Udovicicia, ten wypatrzył Kenny’ego Saiefa, ale pomocnik swojej klątwy przełamać nie potrafił. Głową zamiast do pustej bramki uderzył obok słupka.

Jeżeli Lechia była przed przerwą cofnięta, to trudno określić jej postawę po przerwie. Gdańszczanie niemal nie wychodzili z własnej połowy. Wisła szukała różnych rozwiązań, ale choć miała sposoby na wszystkich zawodników Lechii z pola, to na Kuciaka pomysłów brakowało.

WISŁA PRZEŁAMAŁA TAMĘ

Ale wszystko ma swoje granice i sprawdzanie rywali, które konsekwentnie kontynuowali gdańszczanie, musiało się kiedyś skończyć golem. Pomógł jeden z najlepszych zawodników w polskiej lidze – rykoszet. To on „wypieścił” dogranie Mateusza Szwocha, które na gola zamienił Dawid Kocyła. Za utratę gola trzeba winić Conrado, który fatalnie złamał linię spalonego.

To była 74. minuta spotkania i wydawało się, że Lechia na własne życzenie straci punkty. Ale gdańszczanie postawieni w trudnej sytuacji w końcu ruszyli do przodu i okazało się, że na Wisłę wcale nie potrzeba wiele. Dośrodkowanie z rzutu wolnego, głowa Bartosza Kopacza i znów mogli biało-zieloni wrócić do defensywy. Było 2:1.

PLUSY? PUNKTY, KUCIAK I NIC WIĘCEJ

Zabawa rozpoczęła się od nowa. Wisła naciskała, Kuciak bronił. Strzał z dystansu? Nie wystarczy. Bardzo dobra „główka”? Na Słowaka to za mało. „Nafciarze” w ostatnich minutach do ataku rzucili wszystko, a to się zemściło. Kontratak w ostatniej minucie wyprowadził Joseph Ceesay, który ustalił wynik na 3:1.

Lechia nie zagrała dobrego spotkania, gdańszczanie zostali zdominowani, o 11 strzałów mniej od rywala, w grze utrzymał ich tylko Dusan Kuciak. Ale 3 punkty są – z tego oraz formy bramkarza można być zadowolonym. Wszystko inne jest do poprawki.

 
Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj