Koszykarze Czarnych Słupsk pokonali Śląsk Wrocław 89:69, wyrównując serię play off 2:2. W piątek decydujący mecz o finał

Fot. screen/youtube

Grupa Sierleccy Czarni Słupsk pokonali we Wrocławiu WKS Śląsk Wrocław 89:69 i wyrównali stan serii w półfinale play off ekstraklasy koszykarzy na 2:2. O awansie do wielkiego finału Energa Basket Ligi zdecyduje mecz nr pięć, rozegrany w piątek w Słupsku.


Oni to zrobili! Czarni znów lepsi od Śląska Wrocław. I znów lepsi w sposób zdecydowany, pewny i nie pozostawiający wątpliwości, kto jest górą. Wygrana 89:69 w pełni oddaje przewagę słupszczan. Po niedzielnym pogromie 123:60, niezwykle miejsce dla polskiej koszykówki, jakim jest Hala Stulecia miała być we wtorek jednym z czynników, który odmieni grę wrocławian. Tak się nie stało.

Czarni znów rozpoczęli świetnie. Już może nie tak zabójczo skutecznie w rzutach trzypunktowych jak w poprzednim meczu, ale rzuty dystansowe wciąż były ich mocną stroną i zaskoczeniem dla rywali, zostawiających im sporo miejsca. Co jednak ważniejsze, znów oglądaliśmy Czarnych z najlepszych okresów w sezonie, gdy widzieliśmy zarówno dużo mądrej gry zespołowej jak i indywidualne, skuteczne i miłe dla oka akcje. Ostatecznie wróciła bardzo solidna defensywa i determinacja w walce o zbiórki. Jeśli słupszczanie mieli jakieś problemy, to z zatrzymaniem Karena Kantera, którego występ do ostatnich chwil stał po znakiem zapytania z powodu urazu. Turek znów był najlepszym graczem swojej drużyny, ale na niewiele się to zdało.

CZARNI KONTROLUJĄ MECZ

Do przerwy to Czarni zdobyli 50 pkt., tracąc skromne 36, przy trzech zaledwie stratach. Przeciwko drużynie uchodzącej za jeden z najlepszych zespołów w lidze jeśli chodzi o obronę. Stało się jasne, że trzecia kwarta będzie w tym meczu kluczowa dla jego losów. Ale Czarni znów grali mądrze, wykazując się ogromną cierpliwością w konstruowaniu ataku i umiejętnie wytrącając ofensywne próby Śląska. Była to jedyna kwarta przegrana przez gości w tym meczu, ale zaledwie jednym punktem i pozwoliła przystąpić do ostatnie odsłony z solidną, ciągle dwucyfrową przewagą.

W niej Czarni całkowicie kontrolowali grę, momentami w sposób spektakularny. Dowodem tego świetna akcja dwójki Marek Klassen – Kalif Young, po której słupski center zapakował piłkę lewą ręką do kosza. Zagranie znane i będące ozdobą wielu meczów Czarnych, tym razem było wyjątkowo spektakularne i wytrawnej, wrocławskiej publiczności nic pozostało już nic innego jak w ciszy je podziwiać. Ale Czarni grają teraz doprawdy odważnie i z ogromną pewnością siebie, co zdaje się deprymować silne skądinąd zespoły, takie jaki Śląsk.

Kwartę zakończył efektownym rzutem trzypunktowym znów niezawodny Jakub Musiał i tylko kataklizm w ostatniej odsłonie mógł przy takiej grze odebrać słupszczanom drugą wygraną. Zwycięstwo dające sensacyjny remis w serii. Sensacyjne, zważywszy na pierwsze dwa mecze rozegrane w Słupsku.

LIDERZY I ZESPÓŁ RAZEM

Na ten ogromny sukces znów solidarnie zapracowała cała drużna. Ale koszykówka to gra, w której liderzy są jej ważną częścią. Billy Garrett całkowicie przyćmił gwiazdę Śąska Trvisa Trice’a. Klassen znów wybornie kierował zespołem i mimo nieudanych początkowo prób rzutowych, wstrzelił się w kosz w idealnym dla przebiegu meczu momencie. Trójka tegoż Klassena dająca w 35 minucie prowadzenie Czarnym 81:64 przesądziła, że Śląsk przestał wierzyć w sukces. Klassen oddał ten rzut, bo chwilę przedtem Marcus Lewis cudownie „wyjął” piłkę kozłującemu Aleksandrowi Dziewie i idealnie podał koledze.

Niezwykła jest przemiana w tych play off niewidocznego wcześniej Lewisa. W obu wrocławskich meczach zagrał genialnie w obronie i ataku. Jego postawa jest z pewnością jednym z kilku elementów wielkiego zaskoczenia jakim jest dla Śląska gra Czarnych od meczów w Słupsku do spotkań we Wrocławiu. I nie ma wątpliwości, że jego postawa przyczyniła się do rozsypaniu się planów rywali. Jeśli Kodi Justice miał być jakąś równowagą dla słupskiego obrońcy, to Lewis całkowicie zdominował swojego vis a vis.

I wreszcie trenerzy. To był znowu mecz ze zdecydowanym wskazaniem na trenera Mantasa Cesnauskisa. Trener słupszczan nieomal perfekcyjne dokonywał zmian. Znów każdy z graczy wchodzących do gry wnosił na boisko jakość, dodatkowe atuty, ambicję i świeżość, tak ważną w starciu z silną fizyczne drużyną. Zespół nie tylko popisywał się konsekwencją i skutecznością w realizacji pomysłów taktycznych. Choćby w ograniczaniu Trice’a poprzez wykorzystywani jego słabości w grze obronnej, a nie tylko próbach ograniczenia siły ofensywnej. W meczu nr 4 Trice miał przebłyski godne MVP ligi, ale były to tylko dobre momenty. Za to Śląsk jako zespół tylko gasł. Np. bardzo dobry w meczu nr 1 i 2 Martins Meiers, w kolejnych zupełnie nie zaistniał.

Tego co o Cesnauskisie, zupełnie nie da się powiedzieć o Andreju Urlepie. W końcówce doświadczony słoweński szkoleniowiec znów „oddał mecz”, aż na 4,5 przed końcem, sadzając na ławce rezerwowych Trice’a, nie wierząc już w sukces. Tylko obawa przed przypadkową kontuzją w obliczu meczu nr 5 może tłumaczyć tą zaskakującą jednak decyzję.

Śląsk wygląda jak zespół, który pogubił się pod presją gry Czarnych. Druzgocąca, niedzielna porażka 60:123 pozostawiła chyba wyrwę i ślad zupełnie odbierające im pewność w grze. Tą, która dała im spektakularne wygrane w Słupsku.

DZIEJE SIĘ HISTORIA

Po meczu nr 2 w Słupsku, cytując Marka Klassena i Bartosza Jankowskiego, którzy zapowiadali powrót do Gryfii na mecz nr 5, skomentowałem te wypowiedzi jako nazbyt optymistyczne, czy wręcz żartobliwe. Życie i sport, który jest często jego zaskakującą częścią, zakpiło z tej opinii. Ale z jak wielką satysfakcją i przyjemnością można teraz zostać z tą chybioną oceną. Oto historia dzieje się na naszych oczach. Słupska koszyków po raz pierwszy zagra ten jeden, jedyny mecz, który zdecyduje o awansie do wielkiego finału Energa Basket Ligi. To wielki moment dla słupskiego sportu.

Dotąd najbliższej tego niewyobrażalnego sukcesu był ówczesny klub Czarnych w sezonie 2008/2009. W meczu nr pięć z Turowem Zgorzelec (w półfinale grano wówczas do czterech wygranych) przy stanie 2:2, Czarni prowadzili w Zgorzelcu do przerwy różnicą 11 punktów. Niestety ostatecznie przegrali, podobnie jak decydujący później mecz w Słupsku. Te sytuacje są jednak nieporównywalna. Teraz czeka nas tylko jeden „mecz o wszystko”. Zespołu, który w sposób zupełnie niesamowity odmienił losy serii spotkań półfinałowych. Równie niesamowity i spektakularny jak uczynił to wygrywając rundę zasadniczą rozgrywek. Jako beniaminek z „3,5 mln budżetem na utrzymanie w lidze”. Czarni to zespół, który czuje w sobie moc, ma pewność siebie, wierzy w powodzenie i przede wszystkim gra świetną koszykówkę. Już w piątek czekają nas więc wielkie emocje, wiele nerwów i z pewnością wielkie wydarzenie sportowe.

Piątkowe spotkanie nr pięć rozegrane zostanie w hali Gryfia, o godz. 17.30.

WKS Śląsk Wrocław – Grupa Sierleccy Czarni Słupsk – 69:89 kwary: 14-22. 20-28, 19-18 16:21

Śląsk: Trice 15(2), Kanter 15(1), Kolenda 10(2), Ramljak 10(1), Meiers 0 oraz Dziewa 12(2), Justice 5(1), Tomczak 0, Wójcik 0, Gabiński 0, D. Trice 0.
Czarni: Garrett 28 (4×3), Lewis 18 (4), Klassen 9(3), Beech 8 (2) Witliński 4 oraz Musiał 9(1), Young 6, Słupiński 5(1), Witliński 4, Jankowski 2, Oleksy 0

Krzysztof Nałęcz

 

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj