Remis, który nic nie daje. Arka daleko od bezpośredniego awansu

(Fot. 400mm.pl/Szymon Jaszczurowski)

Kolejne punkty stracili piłkarze Arki. Po dwóch porażkach tym razem zremisowali z Podbeskidziem Bielsko-Biała 1:1 i znacząco utrudnili sobie sytuację w tabeli. By awansować bezpośrednio muszą pokonać Sandecję Nowy Sącz i liczyć na dwie wpadki Widzewa Łódź.

Ryszard Tarasiewicz nie lubi robić wielu zmian w składzie. Jeżeli drużynie idzie, nie ma potrzeby, by cokolwiek „ruszać”. Żółto-niebieskim w ostatnich dwóch kolejkach jednak nie szło i trzeba było poszukać nowych rozwiązań. W ofensywie szanse dostali więc Mateusz Żebrowski i Mateusz Kuzimski, a na ławce mecz w Bielsku-Białej rozpoczęli Olaf Kobacki i Karol Czubak.

DOBRA FORMA ŻEBROWSKIEGO

I to były bardzo dobre decyzje, zwłaszcza ta o wprowadzeniu Żebrowskiego. To piłkarz o zupełnie innej charakterystyce od Kobackiego, dużo częściej szuka gry na wolnym polu, wyjścia do prostopadłych podań. Było to widać od pierwszych minut i „Żebro” szybko mógł zaliczyć asystę, ale po jego podaniu niecelnie uderzył Kuzimski. Żebrowski potrafi też sam odnaleźć się w polu karnym i zrobił to w 23. minucie. Perfekcyjnie dośrodkował Christian Aleman, a wahadłowy spokojnie głową trafił do siatki. Asysta? Palce lizać. Strzał? Formalność.

Gdynianie jednak od tego momentu z każdą minutą wyglądali coraz mniej przekonująco, im bliżej było przerwy, tym lepiej prezentowało się Podbeskidzie. Dwukrotnie w polu karnym Kacpra Krzepisza paskudnie się zagotowało, ale gospodarzom brakowało wykończenia. Z jedenastu strzałów bielszczan tylko jeden był celny.

PRZEWAGA PODBESKIDZIA

Tarasiewicz potrafi reagować i niejednokrotnie jego zespół po przerwie wyglądał lepiej, dostawał nowej energii, ale w Bielsku-Białej było inaczej. Po powrocie na murawę dalej lepiej prezentowali się gospodarze. Po 20 minutach dopięli swego. Goku ustawił się w ogromnej przestrzeni między Mateuszem Stępniem i Michałem Marcjanikiem, obu panów dzieliło co najmniej kilkanaście metrów, ruszył do długiego podania i pokonał Krzepisza. Nie był to strzał idealny, ale na tyle niewygodny, że „Krzepo” sobie nie poradził. Po 10 kolejnych minutach gospodarze mogli i powinni prowadzić, ale najskuteczniejszy w lidze Kamil Biliński nie wykorzystał świetnego podania i z niewielkiej odległości spudłował.

ZMARNOWANA PIŁKA MECZOWA

Arka obudziła się po zmianach, które Tarasiewicz przeprowadził na kwadrans przed końcem. W swoim stylu piłkę w polu karnym przyciągał Czubak, ale też nie jest chyba przypadkiem, że w trzech ostatnich kolejkach nie strzelił gola. W końcowych minutach dostał znakomite prostopadłe podanie od Stępnia, ułożył futbolówkę i… przegrał pojedynek z bramkarzem Matveiem Igonenem. To była piłka na wagę zdobycia trzech punktów.

Gdynianie w końcówce przycisnęli, szukali swoich szans, ale podejmowali złe decyzje. Aleman niepotrzebnie szukał strzałów, Adamczyk często zbyt długo zwlekał. Obaj powinni szybciej dzielić się piłką z partnerami, brakowało im dobrych decyzji. Trzeba też zaznaczyć, że sporą część drugiej połowy żółto-niebiescy przespali.

Remis zespołowi Ryszarda Tarasiewicza nie daje praktycznie nic w kontekście walki o bezpośredni awans. Zagrają jeszcze z Sandecją Nowy Sącz, muszą wygrać i liczyć na dwa potknięcia Widzewa. Łodzianie już w niedzielę mogą świętować bezpośredni awans. Wiele wskazuje na to, że Arka znów zagra w barażach.

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj