To była kompromitacja. Lechia obnażona w Radomiu

(Fot. PAP/Piotr Polak)

Miała być rehabilitacja, była kompromitacja. Piłkarze Lechii rozegrali kolejny fatalny mecz. Tym razem rywal był nieco bardziej wymagający i zamiast minimalnej porażki, skończyło się 1:4. Radomiak obnażył defensywę biało-zielonych.

To miała być rehabilitacja za katastrofalny mecz z Koroną Kielce. Lechia miała pokazać, że spotkanie z beniaminkiem było wypadkiem przy pracy, a nie jej efektem. Tymczasem pierwsze 20 minut meczu w Radomiu było jeszcze większym dramatem. Gdyby gospodarze prowadzili po tym fragmencie 4:0, byłby to wynik absolutnie zasłużony. Zaczęło się od błędu Michała Nalepy, który w ostatnich tygodniach jest w słabszej formie. Bardzo podobną pomyłkę zanotował też w Łodzi przy drugim golu Widzewa. Tym razem była to pierwsza bramka dla Radomiaka.

Największy błąd popełnił Nalepa, ale źle zachował się też Mario Maloca. Był w bardzo trudnej sytuacji, bo Maurides mógł w każdej chwili podać, ale Chorwat dał rywalowi zbyt dużo miejsca. Jeszcze gorzej zachował się jednak niespełna kwadrans później. W 18. minucie Maurides ograł go jak juniora i pięknie dośrodkował do Roberto Alvesa, a ten efektownie trafił na 2:0.

Radomiak rozpoczął piorunująco, a w ciągu kolejnych pięciu minut jeszcze dwukrotnie trafił w poprzeczkę. Najpierw głową uderzał Maurides, a później z rzutu wolnego Mateusz Grzybek.

Lechia fatalnie wyglądała w obronie, wcale nie lepiej w ofensywie, ale miała też trochę szczęścia. Zza pola karnego uderzył Dominik Piła, Mateusz Cichocki próbował zablokować ten strzał i dostał w rękę. Rzut karny bez najmniejszych problemów wykorzystał Flavio Paixao i dał swojemu zespołowi nadzieję. Nie zmieniło to jednak obrazu gry, Lechia dalej była nieporadna, ślamazarnie budowała akcje, a w obronie popełniała karygodne błędy. Bramkę mógł zawalić choćby David Stec, ale uratował go Michał Buchalik, broniąc strzał Machado w sytuacji jeden na jednego.

KOLEJNE BŁĘDY OBROŃCÓW

Po przerwie wiele się nie zmieniło, Lechia nie wiedziała, co robić, a Radomiak sprawnie szukał swoich szans. Z dystansu próbował Leandro, ale niecelnie. Gospodarze potrzebowali jednak niespełna kwadransa i znaleźli dziurę w obronie. Piłkę źle zgrał Maloca, przejął ją Nascimento, wyprowadził kontrę i dograł do Machado. Ten uderzył, a sytuację wślizgiem chciał ratować Nalepa. Dostał w rękę i sędzia Tomasz Musiał bez wahania podyktował rzut karny. Nascimento spokojnie trafił na 3:1.

Tomasz Kaczmarek próbował dać impuls swojemu zespołowi wprowadzając Jakuba Kałuzińskiego, Ilkaya Durmusa i Christiana Clemensa, ale w ofensywie zmiany te nic nie wniosły. W dodatku „Kałuża” dołączył do grona zawodników z poważnym błędem na koncie. Stracił piłkę w środku boiska, Michał Feliks przebiegł z nią kilkadziesiąt metrów i kąśliwie uderzył, Buchalik strącił piłkę na słupek, znów ratując swój zespół. Cztery minuty później skapitulował jednak po raz czwarty. Tym razem Feliks świetnie wyskoczył do dośrodkowania z rzutu wolnego i głową trafił na 4:1.

Lechia jest w bardzo ciemnym miejscu. Nikt już nie pamięta o meczach z Rapidem Wiedeń, a było to przecież całkiem niedawno. Fatalne występy z Koroną i Radomiakiem sprawiają, że czas zacząć mówić o kryzysie. Porażki są naturalne, ale fakty są takie, że gdańszczanie mają w tym sezonie 4 mecze i w każdym mieli ogromne problemy w defensywie. Obronili się w Łodzi, ale już z Wisłą Płock, Koroną i Radomiakiem zostali obnażeni. Biało-zieloni nieprzypadkowo są w strefie spadkowej.

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj