Nie brakowało emocji, brakowało jakości. Lechia bezbramkowo zremisowała z Widzewem

(Fot. PAP/Adam Warżawa)

Fernando Santos mógł trafić lepiej w swoim ekstraklasowym debiucie na trybunach. Nie dlatego, że mecz Lechii z Widzewem był nudny, bo oba zespoły starały się stwarzać sytuacje, a dlatego, że brakowało po prostu piłkarskiej jakości. Skończyło się więc bezbramkowym remisem.

Goście z łatwością dochodzili do pozycji strzałowych, łącznie piłkę w kierunku bramki Dusana Kuciaka posyłali aż 21 razy. Niewiele jednak z tego wynikało, bo tylko 4 uderzenia były celne, a tylko dwa naprawdę groźne. W pierwszej połowie słowacki bramkarz popisał się refleksem zatrzymując jedną ręką uderzenie Jordiego Sancheza, w drugiej – nogą powstrzymał Bartłomieja Pawłowskiego. To była świetna interwencja, która – już w doliczonym czasie gry – uratowała gospodarzy.

ZWOLIŃSKI GŁÓWKOWAŁ

W Lechii oczywiście najgroźniejszy był Łukasz Zwoliński. Miał dwie bardzo dobre okazje. Przed przerwą wywalczył sobie pozycję przy dośrodkowaniu Ilkaya Durmusa, a trafił głową prosto w Ravasa. W drugiej części zrobił to, co w ostatnich tygodniach wychodziło mu znakomicie. Dopadł do dobitki po strzale Kristersa Tobersa (znakomitym, zresztą. Łotysz huknął, ale w poprzeczkę). Tym razem jednak Zwoliński nie potrafił dobrze nakryć piłki i spudłował.

Fot. PAP/Adam Warżawa

W ostatnich minutach na boisku panował kompletny chaos, mecz był bardzo emocjonalny i mógł zakończyć się zwycięstwem którejkolwiek drużyny. Skuteczności jednak brakowało obu, więc skończyło się bezbramkowym remisem.

Lechia Gdańsk – Widzew Łódź 0:0

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj