Miłosz Kałahur: kiedy odchodziłem, nikt ze mną nie rozmawiał o kontrakcie. Mam coś do udowodnienia

(Fot. Tymoteusz Kobiela/Radio Gdańsk)

Kiedy Miłosz Kałahur wyjeżdżał z Gdańska, był jeszcze kandydatem na piłkarza. Dużym talentem, ale kompletnie niezweryfikowanym. Wraca po pięciu nie zawsze łatwych latach. – Chciałem tu wrócić, udowodnić sobie i innym, że warto było mnie pozostawić w klubie – powiedział w wywiadzie udzielonym Tymkowi Kobieli.

Kałahur to pierwszy i jak na razie jedyny transfer do Lechii przed nowym sezonem. Transfer odebrany dobrze. Wrócił wychowanek, piłkarz sprawdzony i w drugiej, i w pierwszej lidze. Może grać jako wahadłowy, może i jako lewy obrońca. Wygląda na to, że przynajmniej na razie w Gdańsku czeka go ta druga rola.

To będzie jego drugie podejście do Lechii. W 2018 roku wychowanka pożegnano bez żalu. – Skończyła mi się umowa, nikt ze mną nie rozmawiał. Dostałem wolną rękę. Nie chciałem zostawać na siłę, chciałem grać. Tak trafiłem do Sandecji Nowy Sącz – mówi Kałahur. – Propozycji przedłużenia umowy nigdy nie dostałem, chciałem iść grać w seniorskiej piłce – dodaje.

 

Wybrał Sandecję Nowy Sącz. Na ten klub namówił go trener Tomasz Kafarski. Wydawać się mogło, że nie był to szczyt możliwości lewego obrońcy ze statusem młodzieżowca.

– W tamtym momencie dostałem informację, że to jedyna propozycja. Wiesz, ciężko jest przebić się wyżej, jeżeli nie zaistniałeś wcześniej w seniorskiej piłce. Trzeba było pokazać się w ekstraklasie, chociaż zadebiutować. Ja tego nie miałem i musiałem zejść niżej. Dla mnie to i tak był awans, bo w ekstraklasie nigdy nie grałem. Podjąłem decyzję, z dnia na dzień się spakowałem i pojechałem do Nowego Sącza – wspomina Kałahur.

„LECHIA CHCIAŁA SZYBKO ZAMKNĄĆ TEMAT”

Dużo czasu na zastanawianie się nie miał i tym razem. Lechia zgłosiła się do niego tuż po zakończeniu sezonu, a temat transferu został błyskawicznie zamknięty.

– Dostałem telefon od Łukasza Smolarowa z prostym pytaniem: czy chciałbym grać dla Lechii. Od tego czasu minęło parę dni, przedstawiono ofertę i długo się nie zastanawiałem. Ten telefon mnie zaskoczył, bo nie spodziewałem się propozycji tuż po zakończeniu sezonu. Musiałem chwilę to przetrawić, były też rozmowy w Rzeszowie. Ale tak się to potoczyło, podjąłem szybko decyzję, bo nie było czasu na zastanawianie się. Klub chciał szybko wiedzieć, jakie jest moje stanowisko – zdradza lewy obrońca biało-zielonych.

„PIENIĄDZE TO DRUGORZĘDNA SPRAWA”

Kiedy opuszczał Gdańsk, Lechia miała potężną jak na swoje warunki kadrę. Mila, Krasić, bracia Paixao. Roiło się od dobrych i drogich piłkarzy. Wraca, a klub musi oszczędzać, ma zaległości, a po bizantyjskich czasach zostały tylko wspomnienia i długi.

– Klub ma może wady, ale też dużo zalet. Jestem wychowankiem tego klubu, kiedyś nie dostałem szansy, ale teraz się taka nadarzyła. Chciałem tu wrócić, udowodnić sobie i innym, że warto było mnie pozostawić w klubie. Dla mnie to jest awans sportowy. Chcę pokazać się szerszej publiczności i wypłynąć dalej. A finanse? To jest drugorzędna sprawa – ucina z uśmiechem niewygodny temat.

Szansę oficjalnego debiutu Kałahur może dostać już za miesiąc. Lechia w pierwszej kolejce Fortuna 1 Ligi zagra na wyjeździe z Chrobrym Głogów.

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj