Lekarz i pielęgniarka z UCK w Gdańsku odpowiedzą za śmiertelną transfuzję krwi

0000 prasowkabanner

Za nieumyślne spowodowanie śmierci pacjenta przez podanie mu niewłaściwej krwi do transfuzji odpowie 38-letnia pielęgniarka z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. Razem z nią na ławie oskarżonych zasiądzie 38-letni lekarz, który został oskarżony o narażenie tego samego pacjenta na niebezpieczeństwo utraty życia.

Akt oskarżenia w tej sprawie został skierowany do Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe. Pielęgniarce Justynie H. grozi pięć lat więzienia, a lekarzowi Pawłowi B. trzy lata. Do tragicznej pomyłki, która jesienią 2013 roku skończyła się śmiercią pacjenta wraca Gazeta Wyborcza Trójmiasto.

Do wypadku doszło w Centrum Medycyny Inwazyjnej UCK, najnowocześniejszym szpitalu na Pomorzu. 2 października 2013 roku 57-letni mężczyzna przeszedł tam zabieg urologiczny, po którym wymagał przetoczenia krwi. W tym czasie na oddziale intensywnej opieki pooperacyjnej przebywała również inna pacjentka, która też wymagała przetoczenia krwi.

Według ustaleń prokuratury doszło do zamiany krwi – mężczyźnie podano krew grupy „A”, która była przeznaczona dla kobiety, a jej podano krew grupy „0”, którą miał otrzymać 57-latek. Niewłaściwa krew wywołała u mężczyzny wstrząs poprzetoczeniowy i zmarł on następnego dnia. Na szczęście krew grupy „0” nie wyrządziła kobiecie żadnej krzywdy. O zgonie pacjenta, do którego doszło w wyniku tzw. błędu lekarskiego, jeszcze tego samego dnia dyrekcja szpitala zawiadomiła prokuraturę, czytamy w Gazecie Wyborczej Trójmiasto.

Śledczy ustalili, że obojgu krew podała pielęgniarka, a lekarz był w tym czasie na obchodzie. – Podczas transfuzji u pacjenta pojawiły się niepokojące objawy i doktor Paweł B. został o tym poinformowany. Z naszych ustaleń wynika, że mimo to nie podjął decyzji o przerwaniu zabiegu, powiedziała Gazecie prokurator Jolanta Janikowska-Matusiak, szefowa Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz.

Lekarz nie przyznał się do winy i skorzystał z prawa do odmowy składnia wyjaśnień. Pielęgniarka również nie przyznała się do zarzucanego jej czynu, ale złożyła obszerne wyjaśnienia. Twierdzi, że do tragicznej pomyłki doszło nie z jej winy i nie można jej niczego zarzucić, gdyż dopełniła wszystkich swoich obowiązków.

Co roku na Pomorzu dochodzi średnio do kilkudziesięciu powikłań spowodowanych transfuzją transfuzji krwi. 99 procent z nich jednak zupełnie nie zagraża życiu pacjentów. Do śmierci człowieka z tego powodu doszło na Pomorzu po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat.

Gazeta Wyborcza Trójmiasto/mat

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj