„Sznur” (1948) – morderstwo w czterech ujęciach
Fot. kadr z filmu „Sznur”, wytwórnia: Warner Bros.
– Prysznic. Ptak. Te wszystkie rzeczy, które są absolutnie zwyczajne, on uczynił nadzwyczajnymi – tymi słowami aktorka Janet Leigh podsumowała geniusz Hitchcocka, z którym pracowała na planie „Psychozy”. Trudno się nie zgodzić. McGuffiny, przedmioty, których pojawienie się na ekranie znacząco wpływało na bieg wydarzeń w filmie można dostrzec u niego już pod koniec lat 20. Jednak zanim wyreżyserował swoje najsłynniejsze dzieła („Psychoza” – 1960 rok, „Ptaki” – 1963 rok), powstał film „Sznur”, który pokazuje na jak świetnie potrafił pokierować kamerą.
PRZEPIS NA MORDERSTWO (PRAWIE) DOSKONAŁE
Fabuła „Sznura” nie jest wybitna jak na hitchcockowskie opowieści. Dwóch przyjaciół (w domyśle autorów – homoseksualistów; w tych rolach John Dall i Farley Granger) postanawia udusić wspólnego przyjaciela, Davida (Dick Hogan). W ten sposób Brandon (Dall) chce zrealizować błędnie odczytaną filozofię swojego dawnego mentora, Ruperta Cadell (James Stewart) dotyczącą morderstwa jako przysługi społecznej. Tego samego dnia urządzają przyjęcie, aby uczcić zbrodnię doskonałą. Zapraszają rodzinę i przyjaciół zamordowanego, a kolację serwują na skrzyni, w której znajdują się jego zwłoki. Przez niespokojne zachowanie przyjaciela Brandona, Phillipa (Granger) oraz linę, którą najpierw duszą Davida a potem trafia ona do ojca zamordowanego, Rupert odkrywa straszną prawdę.
Atmosfera suspensu nie jest niczym niezwykłym u Hitchcocka. To sposób realizacji filmu wzbudza zachwyt. Został on nakręcony czterema długimi ujęciami, a każde z nich jest przerywane widokiem pleców Brandona (dwa pierwsze cięcia) lub otwartą klapą skrzyni ze zwłokami. Hitchcock był pionierem w tak zawiłej pracy kamery. To zwiększało grozę jego filmów oraz pomagało inaczej na nie spojrzeć.
CIĄG DALSZY NA NASTĘPNEJ STRONIE