Sezon za chwilę, a na plażach ciągle brakuje ratowników. „Dziś nie ma do tego chętnych” [RAPORT]

blekitnaflaga

Ratownik potrzebny od zaraz. Brakuje osób do pilnowania polskich plaż. Sezon coraz bliżej, a kąpieliska nadal kompletują załogi.

Zarządcy kąpielisk przyznają, że coraz trudniej znaleźć chętnych do pracy, mimo że zarobki są coraz wyższe.

JUŻ NIE PRESTIŻ

 

Pomarańczowa koszulka i boja ratownicza „pamelka” to już nie symbole prestiżu. – Dziś nie ma chętnych do pilnowania plaż – przyznaje Piotr Dąbrowski, prezes słupskiego WOPR. – Mamy już tego ratownika wykwalifikowanego, który zdobył wszystkie niezbędne uprawnienia i on przyjeżdża do pracy. Szuka najkorzystniejszych ofert. Co prawda jest jeszcze grupa ratowników, którzy pracują z sentymentu czy zamiłowania do jakiegoś miejsca. Ale jest coraz większa rzesza ludzi, którzy szukają atrakcyjnej finansowo pracy – dodaje.

Dla przykładu Ustka dopiero za trzecim razem rozstrzygnęła przetarg na obsługę plaż przez ratowników WOPR. – Samorząd, który do tej pory płacił 180 tysięcy złotych za sezon, teraz musi przygotować prawie pół miliona – mówi oburzona Anna Sobczuk-Jodłowska, wójt gminy Ustka. – Rozumiem, że jest wzrost kosztów, ale nie zgadzam się, żeby to wszystko odbywało się kosztem samorządów skoro obsługuje to stowarzyszenie mające inne możliwości pozyskiwania środków zewnętrznych – zaznacza.

WOPR w Słupsku będzie zabezpieczał 17 stanowisk, na których ma czuwać ponad 60 ratowników. W pełni obsadzona jest jak na razie tylko Ustka. Trwa szukanie ratowników na stanowiska w Rowach, Poddąbiu i Czołpinie.

GDAŃSK POTRZEBUJE 120 RATOWNIKÓW

W Gdańsku do patrolowania 1,5 tys. metrów strzeżonych kąpielisk od 23 czerwca potrzeba 120 ratowników. – Choć miasto oferuje umowę o pracę, na razie jest ich nieco ponad 80 – przyznaje Łukasz Iwański z Gdańskiego Ośrodka Sportu. – W tej chwili mamy taką liczbę ratowników, która pozwoli nam otworzyć te kąpieliska, które sobie zaplanowaliśmy. Jednak zawsze zatrudniamy większą liczbę osób, bo ratownicy muszą mieć przerwy, zwykle ktoś zrezygnuje, ktoś inny pójdzie na zwolnienie lekarskie. Dlatego potrzebujemy więcej osób, by mieć bufor bezpieczeństwa. Poza tym staramy się zabezpieczyć akweny niestrzeżone. Gdyby coś tam się zdarzyło, dodatkowi ratownicy mogliby działać jako grupa interwencyjna – podkreśla.

Nawet przy 80 ratownikach bezpieczeństwo plażowiczów nie będzie zagrożone. Łukasz Iwański dodaje, że ratownik w Gdańsku wcale nie zarabia źle. Pensje w tym roku wzrosły o 30 proc. Łączny budżet na ochronę plaż w Gdańsku to około 700 tysięcy złotych. – Pensja waha się od 2,6 tys. do nawet 4 tysięcy podstawy. Do tego trzeba doliczyć różnego rodzaju dodatki, planujemy dla ratowników premie i nagrody. Pensja z podstawy na pewno jeszcze urośnie – zapewnia Łukasz Iwański.

NIKT NIE CHCE ZA 13 ZŁ ZA GODZINĘ

Sąsiedni Sopot wydatki jeszcze liczy. Tu ratownicy są zatrudniani na umowę-zlecenie. Minimalna stawka za godzinę to 13 złotych, ale jak mówi się nieoficjalnie, nikt za takie pieniądze pracować nie chce. Ratownicy w kurorcie za godzinę dostaną zapewne o kilka złotych więcej. Nabór trwa. W ubiegłym roku za ochronę 100 metrów miejskiego kąpieliska, dyżury na łodzi i w centrum koordynacji miasto zapłaciło 82 tysiące złotych plus VAT. W tym roku będzie na pewno więcej. Za ochronę pozostałych 900 metrów plaż płacą woprowcom właściciele lokali gastronomicznych. Łącznie na kilometrowym odcinku sopockich plaż oraz na potrzeby centrum ratownictwa i pływających jednostek ratowniczych potrzeba około 50 ratowników.

Sezon w Sopocie rusza 15 czerwca. W Gdyni tydzień później. Pomarańczowe koszulki spotkamy w Śródmieściu, Redłowie, Orłowie i Babich Dołach od 9:30 do 17:30. Grupa interwencyjna będzie pracować nawet do 20:00. Potrzeba 38 osób, brakuje jeszcze kilku. Wzrosną też koszty. Miasto wyda 462 tysiące złotych. – To o 20 proc. więcej niż przed rokiem – mówi Sylwia Mathea-Chwalczewska z Gdyńskiego Centrum Sportu.

BRAKUJE KWALIFIKACJI

Zdobycie uprawień ratownika kosztuje 1,5 tys. złotych. – Miasta zapraszają do pracy, ale i same w tej sytuacji na dodatkową pracę się przygotowują – nie ukrywa Łukasz Iwański. – Coraz trudniej o wykwalifikowaną kadrę. Coraz częściej przychodzą do nas pracownicy, którzy są po zwykłych szkoleniach ratownika wodnego. A my musimy ich doszkalać z obsługi specjalistycznego sprzętu. Mamy na naszych kąpieliskach skutery wodne, quady, łodzie motorowe. Kurs podstawowy tego nie obejmuje. Dlatego praktycznie cały czerwiec poświęcimy, żeby naszą kadrę doszkolić – dodaje.

A gdzie się podziali wyszkoleni ratownicy? Postanowiliśmy zapytać o to ich samych. – To ciężka codzienna praca w dużym słońcu. Niektórzy po prostu wolą pracę na basenie, gdzie można odpocząć i dobrać terminy. Tutaj mamy problemy z zastępstwami – mówi jeden z ratowników. – Praca na plaży wiąże się z tym, że trzeba przyjechać godzinę wcześniej, jest odprawa, zaprawa, poranny rozruch. Dopiero wtedy ratownicy są przygotowywani do wyjścia na stanowiska. Już samo to wydłuża czas pracy – tłumaczy drugi.

Gdańscy ratownicy chwalą się tym, że od 26 lat na strzeżonych kąpieliskach nie doszło do tragedii. Na pewno kąpieliska są przyjazne środowisku. Świadczące o tym błękitne flagi powiewać będą w Gdańsku w 10 miejscach, w Sopocie przy kąpielisku Koliba, w Gdyni przy Plaży Śródmieście i marinie, a także we Władysławowie, Jastrzębiej Górze i Ustce.

Posłuchaj materiału Sebastiana Kwiatkowskiego:

Sebastian Kwiatkowski/mili

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj