Amerykańska agencja wywiadowcza udostępniła w internecie akta, które przez ponad 60 lat skrywały wiele tajemnic. Wśród tysięcy informacji m.in. o przepisach na znikający atrament, obserwacji UFO czy badaniach nad telepatią, znalazły się również te, które do dziś budzą prawdziwą grozę. Prawdopodobnie najbardziej makabryczna dotyczy Trójmiasta. W styczniu 2017 roku amerykańska Centralna Agencja Wywiadowcza upubliczniła blisko 13 milionów dokumentów z lat 50, 60 i 70. Dokumenty są zbiorem informacji przekazywanych przez tajnych agentów CIA również z Pomorza.
Odtajnianie dokumentów z tego okresu rozpoczęto już w latach 90. za prezydenta Billa Clintona, ale dostęp do nich był wyjątkowo trudny. Zapoznanie się z dokumentami było możliwe jedynie na czterech komputerach w National Archive w amerykańskim stanie Maryland. W dodatku archiwum było czynne jedynie w godzinach od 9:00 do 16:30. Dopiero w 2000 roku CIA stworzyła elektroniczną bazę danych, ale również ograniczającą nas jedynie do zapoznania się z nagłówkiem wpisów. Po resztę trzeba było pofatygować się do Maryland. Wreszcie w 2014 roku, po przegranym procesie z jedną z agencji dziennikarskich, CIA stworzyła stronę, dzięki której dziś każdy z nas ma pełny dostęp do odtajnionych dokumentów amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej.
ZBRODNIA W GDYNI
Dane gromadzone przez amerykańskich agentów dotyczyły przede wszystkim kwestii militarnych. Rozmieszczanie wojska, uzbrojenie, potencjał stoczni, dróg, układ granic i wszystko, co miałoby znaczenie przy ewentualnym konflikcie zbrojnym na terenie Polski. Najbardziej szokująca okazuje się notatka z października 1952 roku. Jej treść wywołuje grozę nawet po 65 latach.
„…Polski świadek powiedział mi, że w lesie w Witominie ponad 10 tys. Sowietów jest pochowanych w masowych grobach. Zostali zastrzeleni przez samych Sowietów już po zakończeniu drugiej wojny światowej. To byli sowieccy robotnicy, którzy byli repatriowani z Niemiec”
Od momentu upublicznienia tych danych, notatka z 1952. r. budzi tyle samo pytań, co wątpliwości. Jeśli informacja okazałaby się prawdziwa, byłaby to największa powojenna zbrodnia na ziemiach polskich.
NIE MA ŻADNEGO ZAWIADOMIENIA
Historycy i znawcy tematu zadają sobie kolejne pytania o autentyczność notatki. Dziś, po niemal roku od upublicznienia szokującej informacji, sprawdzamy co w tej sprawie udało się ustalić. O szokującej notatce rozmawialiśmy z doktorem Danielem Czerwińskim z Instytutu Pamięci Narodowej w Gdańsku.
– Te akta są bardzo ciekawe pod względem badawczym, ponieważ pokazują amerykański punkt widzenia na powojenną Polskę i to, co wtedy ich interesowało w naszym kraju. Inną sprawą jest kwestia formalna, czyli śledztwa w Komisji Ścigania Zbrodni, która istnieje przy gdańskim oddziale IPN. Z tego co wiem, nigdy nie wpłynęło tu formalne zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Komisja nie wszczęła też żadnego śledztwa z urzędu na podstawie medialnych doniesień. Głównym powodem jest to, że miałoby się ono toczyć w związku ze śmiercią obywateli Związku Sowieckiego, a ustawa o IPN wyraźnie mówi, że komicja musi podejmować śledztwa w sprawie śmierci obywateli polskich – mówi dr Czerwiński.
MAMY DUŻO WĄTPLIWOŚCI
Jednak powodów, dla których dziś wiemy dokładnie tyle samo, co rok temu, jest więcej. – Ta informacja wymaga weryfikacji, ale nawet dziś jest to wyjątkowo trudne. Przede wszystkim powinniśmy zbadać inne źródła z tego okresu, najlepiej sowieckie, ale jest to praktycznie niemożliwe. Archiwa postsowieckie dostępne w Rosji są nadal zamknięte i myślę, że jeszcze przez wiele lat nie będą dostępne – tłumaczy dr Czerwiński.
Fot. www.cia.gov
Dodatkową trudnością w weryfikacji wpisu jest ocenzurowane ostatnie zdanie. Możliwe, że to właśnie tu ukryty jest klucz do kolejnych informacji. – W tej anonimowej części może kryć się źródło informacji. Możemy tylko domniemywać, że Amerykanie, wiedząc kim był informator, sami uznali, że jest to niemożliwie. To by też wyjaśniało, dlaczego w późniejszych notatkach nigdzie nie powraca ten temat – podkreśla dr Czerwiński.
ZBRODNIA BEZ ECHA
Historycy mają też dużo wątpliwości, jeśli chodzi o samą treść notatki. – Czytając ten wpis, uderza przede wszystkim skala. Jest tu mowa o 10 tysiącach ofiar, co moim zdaniem jest mocno wyolbrzymione. Znam ten teren – mówi dr Czerwiński. – Na Witominie ciężko byłoby zakopać i ukryć 10 tys. osób w taki sposób, aby nie pozostawić po tym śladu w dokumentach ani w ludzkich pamięciach. Jestem w stanie wyobrazić sobie, że Sowieci dokonali zbrodni na własnych obywatelach, natomiast nie w takiej skali, żeby to pozostało bez echa. Musimy pamiętać, że mówimy o zbrodni Sowieckiej. Jak wiemy, w roku 45 i trochę później na terenie Polski, Sowieci dopuszczali się różnych zbrodni. Znając stosunek Sowietów do jeńców wojennych, którzy wracali z Zachodu, moglibyśmy domniemywać, że mogło dość do sytuacji, w której władze sowieckie zdecydowałyby się zamordować swoich rodaków, a nie umieszczać ich w obozach – dodaje dr Czerwiński.
Wszystko wskazuje na to, że główną przeszkodą w weryfikacji tych dokumentów jest brak możliwości porównania ich z archiwaliami rosyjskimi. W obecnej sytuacji najlepszym źródłem wiedzy może okazać się pamięć mieszkańców.
Jeśli mają państwo jakieś informacje w tej sprawie, prosimy pisać na adres: j.klejment@radiogdansk.pl.
Więcej na ten temat posłuchaj tutaj:
Jacek Klejment