Himalaista: Ratownicy z Nanga Parbat dokonali wielkiej rzeczy. Ich decyzja była bardzo słuszna

mackiewiczrvol

To, co wydarzyło się na Nanga Parbat to cud – uważa himalaista Krzysztof Tarasewicz. Gość Włodka Raszkiewicza podkreślał, że wyprawa to niesamowity wyczyn całej czwórki ratowników. – Myślę, że decyzje zapadały już wcześniej. Krzysztof Wielicki, kierownik narodowej wyprawy na K2, powiedział, że wszyscy się zgłosili do akcji. Niestety organizacji wystarczyło na 4 osoby – mówił. Ekipa ratunkowa w składzie: Adam Bielecki, Denis Urubko, Jarosław Botor i Piotr Tomala sprowadziła z Nanga Parbat (8126 m) do obozu pierwszego na wysokości 4850 m francuską alpinistkę Elisabeth Revol. Na wysokości 7200 m pozostał jej partner wspinaczkowy Tomasz Mackiewicz.

ODWAŻNA DECYZJA

– Pierwsza decyzja – pomagamy. Druga decyzja, którą podjęły już te cztery osoby, a w zasadzie dwie – Denis i Adam – była taka, że już po wylądowaniu, mimo że zapadał zmrok, powiedzieli: idziemy! A to była droga w jedną stronę, bo nigdzie przy drodze nie można rozbić namiotu i przenocować, ani nawet przysiąść – podkreślił Tarasewicz.

Specjalista zaznaczał, że Nanga Parbat ma bardzo strome zbocze. – Wyruszając w nocy wiedzieli, że muszą przejść całe tysiąc metrów. To bardzo trudna droga – na początku lód i to taki naciekowy, że raki wchodzą na 2-3 milimetry, potem jest ciągłe spiętrzanie się ściany, aż w końcu jest Ściana Kinshofera. Na szczęście to wszystko jest ubezpieczone i to także pomogło im w szybkim dojściu, ponieważ ratownicy są bardzo wytrenowani przed K2. To były dwie heroiczne decyzje, a ich wysiłek fizyczny jest niesamowity. Bardzo podziwiam całą czwórkę – mówił Krzysztof Tarasewicz.

Fot. Facebook.com/Tomek Czapkins Mackiewicz, Elizabeth Revol

GROŹNY ŻYWIOŁ

Niestety – nie udało się uratować Tomasza Mackiewicza. – Pewne jest, że chłopcy w tym czasie mogli zrobić tylko to, co zrobili. Tragedie w górach się zdarzały i będą zdarzać. To jest niewyobrażalny żywioł, w Himalajach, ale nawet w naszych Tatrach często zmienia się pogoda – mówił.

– Jeśli chodzi o ratowanie Tomka, to było ryzykowne z kilku względów. Po pierwsze – zapowiadano burzę śnieżną, a po drugie – ratownicy byli zaaklimatyzowani do 6300 metrów. Musieli mieć pewność, że jeśli wejdą na 7200 metrów, to będą mogli wrócić, bo nocleg 1000 metrów wyżej osłabia organizm. A słaby ratownik nie pomoże nawet żyjącemu człowiekowi, który się słania na nogach. Decyzja według mnie była bardzo słuszna. Cała czwórka wykazała się heroizmem i poświęceniem – podkreślał himalaista.

Po Mackiewicza i Revol wyruszyła ekipa himalaistów, uczestnicząca w narodowej wyprawie na K2 (8611 m), szczycie odległym od Nanga Parbat w linii prostej o prawie 200 km. W sobotę pod wieczór dotarła dwoma helikopterami blisko obozu pierwszego. Mimo zapadających ciemności, wspinaczkę rozpoczęli Bielecki i Urubko, którzy około drugiej w nocy miejscowego czasu spotkali schodzącą z góry Revol. Niestety pomoc Tomaszowi Mackiewiczowi okazała się niemożliwa.

Mackiewicz po raz siódmy podjął próbę zdobycia zimą Nanga Parbat, a Revol po raz czwarty. Tym razem wyruszyli we dwójkę, działali w stylu alpejskim, sportowym, bez żadnego wsparcia ze strony tragarzy oraz nie mając tlenu w butlach.

Nanga Parbat (8126 m) jest jednym z najbardziej wymagających ośmiotysięczników. Należy do szczytów wyjątkowo trudno dostępnych i niebezpiecznych. Świadczy o tym chociażby liczba dotychczasowych zdobywców, nieznacznie przekraczająca 300 osób.

Posłuchaj całej rozmowy Włodka Raszkiewicza:

PAP/mar

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj