„Chmara jeleni wyszła z lasu na kilka godzin przed katastrofą i położyła się na polach”. Radio Gdańsk dwa lata po nawałnicy odwiedziło Dziemiany

„Nieprawdopodobny huk, a potem martwa cisza” – to najczęściej wypowiadane słowa przez mieszkańców Kaszub i Borów Tucholskich, którzy wspominają nawałnicę. Przeszła dwa lata temu nad większą częścią Pomorza. W poniedziałek w wakacyjnym studiu Radia Gdańsk, które stanęło w Dziemianach, gośćmi programu byli między innymi ci, którzy nieśli pomoc ofiarom nawałnicy.
Dwa lata po sierpniowej nawałnicy Radio Gdańsk odwiedziło Dziemiany. Nadleśniczy nadleśnictwa Bytów, Daniel Lemke, w rozmowie z Magdą Szpiner i Grzegorzem Armatowskim mówił, że to, co się wtedy wydarzyło, zmieniło nie tylko jego życie zawodowe, ale i osobiste.

NA TO NIE MOŻNA SIĘ PRZYGOTOWAĆ

– W nocy z 11 na 12 sierpnia byłem w domu i cieszyłem się urlopem – mówił Daniel Lemke. – O godz. 5 rano zadzwonił do mnie strażnik leśny, który grobowym głosem powiedział, że natychmiast muszę przyjechać, ponieważ wydarzyła się tragedia. Jadąc tam, nie wiedziałem jeszcze, co się wydarzyło. Nie byłem na to przygotowany, ale nikt nie był, bo na to nie można się przygotować. Właściwie żadną drogą nie można było wjechać do lasu. W samym epicentrum była droga, która zazwyczaj jest bardzo uczęszczana, turyści non stop nią jeżdżą. Kiedy przyjechałem, strażacy z trzech jednostek straży pożarnej, którzy usuwali drzewa od kilku godzin byli już wykończeni, a usunęli dopiero około 150 metrów z pięciu kilometrów zawalonej kompletnie drogi. Natychmiast zapadła decyzja o ściągnięciu ciężkiego sprzętu i harwesterów, ponieważ nie było wiadomo, czy nie ma tam ludzi – opowiadał nadleśniczy.
 
Tereny po nawałnicy w sierpniu 2017 roku (Fot. Radio Gdańsk/Jacek Klejment)
ZWIERZĘTA WYCZUŁY WCZEŚNIEJ

– Pierwsze, co pamiętam z chwil, gdy próbowałem wjechać do lasu, to zapach – opowiadał Daniel Lemke. – Terpentyna i alfa-pineny, to co sosna wydziela w żywicy, były bardzo intensywne. Po drugie cisza, zupełna cisza, bez ptaków i bez zwierząt. To uderzało w pierwszym momencie. Ale teraz ptaki wróciły, podobnie jelenie, wilki. Chyba po pół roku, gdy część maszyn się wycofała i pojawiły się pierwsze otwarte powierzchnie, zwierzyna natychmiast wróciła. One mają zresztą niezwykły instynkt. Prowadziliśmy monitoring upadłych zwierząt, do czego byliśmy zobligowani. Uprzątnęliśmy na pewno ponad dwa tysiące hektarów lasu i nie spotkaliśmy żadnego martwego zwierzęcia. Otrzymaliśmy też informację, że około godz. 19, niedługo przed wichurą, w miejscowości Nakla cała ogromna chmara jeleni wyszła z lasu i położyła się na polach, na rzepaku. One to czuły – mówił nadleśniczy.

BEZSILNOŚĆ WOBEC SIŁ NATURY

Zdjęcie sióstr zakonnych z klasztoru w Orliku, jadących na traktorze, usuwających skutki nawałnicy, obiegły cały świat. Siostra Mirona Turzyńska, franciszkanka, opowiadała o swoich wspomnieniach.

– Nawet dzisiaj z perspektywy dwóch lat, gdy myślę o tamtych wydarzeniach, przychodzi mi do głowy jedno słowo: bezsilność – mówiła siostra Mirona Turzyńska. – Bezsilność wobec sił przyrody w takich wypadkach widać szczególnie. Nawet najwięksi „twardziele”, osoby, które mają ogromny dorobek całego życia, pieniądze, domy, samochody, wobec sił natury, nic nie mogą zdziałać – mówiła.

8755682FCC8A-5037
Skutki nawałnicy w sierpniu 2017 roku (Fot. Radio Gdańsk/Jacek Klejment)
KONCERT PAMIĘCI

W niedzielę odbył się specjalny koncert upamiętniający ofiary nawałnicy – mówiła siostra franciszkanka. – Byłam na tym koncercie. W trakcie były wyświetlane na ścianie zdjęcia zrobione po przejściu tego żywiołu. Przyznam, że dopóki pokazywane były zdjęcia, w ogóle nie słuchałam koncertu, nie docierało do mnie nic innego, ponieważ miałam w głowie wciąż te emocje, obrazy, wspomnienia. Dopiero gdy skończyło się wyświetlanie, dotarło do mnie, że jestem na koncercie i zaczęłam słyszeć muzykę – mówiła Mirona Turzyńska.

 
6928F7A28723-5037
Skutki nawałnicy (Fot. Radio Gdańsk/Jacek Klejment)
Nawałnice z 11 i 12 sierpnia 2017 były katastrofalnym w skutkach zjawiskiem pogodowym. Burza wielokomórkowa o długości 300 km, spowodowała śmierć sześciu osób, w tym dwóch młodych harcerek. Setki osób było uwięzionych i poszkodowanych. Zerwane dachy, linie energetyczne, powalone tysiące hektarów lasów. Ta noc zapadła w pamięć wszystkim mieszkańcom Pomorza. Skala kataklizmu była porażająca. Ostateczne straty w województwie pomorskim oszacowano na 2,7 mld złotych.
 
CFFBAB1BF68D-5037
Skutki nawałnicy (Fot. Radio Gdańsk/Jacek Klejment)
Julia Rzepecka
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj