15. rocznica największej katastrofy budowlanej w Polsce. Tragedia, która wstrząsnęła Europą, widziana oczami jej świadka [ROZMOWA]

pamieci ofiar

Dokładnie 15 lat temu kwadrans po godzinie 17 runął dach hali Międzynarodowych Targów Katowickich, gdzie odbywała się ogólnopolska wystawa gołębi pocztowych. Była to największa katastrofa budowlana w Polsce. Zmarło 65 osób, 170 zostało rannych. Na miejscu tragedii był Tadeusz Woźniak, dziennikarz, hodowca gołębi, członek zarządu gdańskiego oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Dziś wspominał tamte wydarzenia w rozmowie z Piotrem Puchalskim. PP: Ofiar mogłoby być więcej, dach runął na głowy 700 osób.

TW: Tam było w momencie tragedii 700 osób, ale wcześniej było kilka tysięcy. Tylko że godzina była już dość późna, było po 17. To była sobota, telewizja transmitowała skoki narciarskie, w których uczestniczył Małysz. Wielu hodowców już o tej porze wyszło z tego obiektu, poszli do hoteli, rozeszli się do domów. Także pozostało około 700 osób. Gdyby to wydarzyło się w szczytowym momencie, w południe czy w godzinach popołudniowych, to bez wątpienia liczba ofiar byłaby jeszcze większa, a i tak pozostaje to największą katastrofą budowlaną w historii Polski.

Pan się uratował, już był Pan poza halą, a dziś przesłał mi Pan zdjęcia zrobione przez siebie wewnątrz. Jak rozumiem, Pan tam wrócił.

Bycie w centrum takich wydarzeń, będąc dziennikarzem, nie pozwalało na nieudokumentowanie. Chciałem wykonać chociaż kilka zdjęć. Zrobić tyle, na ile pozwalały warunki. Pragnę przypomnieć, że był mróz, około 18 stopni poniżej zera. Bateria aparatu się dosyć szybko rozładowała, tak jak i bateria telefonu, bo kiedy się rozeszła wiadomość o tej tragedii, to mnóstwo ludzi dzwoniło. Rodzina, koledzy, znajomi, którzy wiedzieli, że pojechałem na tę wystawę, chcieli się upewnić, że przeżyłem. Samo to przeżycie to była trauma. Po tym, jak wyszliśmy z tej zawalonej hali i zaczęły się poszukiwania, czy wszyscy jesteśmy. Oczywiście nie mogliśmy się siebie doliczyć, bo z terenu naszego województwa zginęło 6 osób. Dzieliliśmy się tymi strasznymi wrażeniami. Dociekaliśmy, co się stało, jak mogło dojść do takiej sytuacji? Było dużo śniegu, co spowodowało, że konstrukcja budynku tego nie wytrzymała. Ale jak okazało się, konstrukcja była zbyt słaba, nieobliczona na nasze warunki klimatyczne. To był wzór z Hiszpanii. Ten budynek nie spełniał warunków. Splot tych okoliczności doprowadził do takiej tragedii.


Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy. Pojawiają się w niej wątki ciągnących się przez lata spraw sądowych, walki o odszkodowania dla poszkodowanych i rodzin ofiar oraz opowieść o losie uwięzionych w zgliszczach gołębi.

TRAGEDIA, KTÓRA WSTRZĄSNĘŁA EUROPĄ

W sobotę 28 stycznia 2006 r. w pawilonie nr 1 – największym na terenie MTK – odbywały się targi gołębi pocztowych. Dach hali zawalił się około godz. 17:15. Wielu osobom będącym wtedy w pawilonie udało się z niego wyjść o własnych siłach i bez obrażeń. Na dachu o powierzchni hektara zalegała warstwa śniegu i lodu. Prezydent Lech Kaczyński ogłosił żałobę narodową i przeznaczył milion złotych z budżetu kancelarii prezydenta na pomoc rodzinom ofiar i ofiarom tragedii. Akcję ratunkową, w której brało udział ponad 1200 strażaków, ratownicy medyczni i inne służby, relacjonowały stacje telewizyjne i radiowe niemalże z całej Europy. Z całej Europy nadchodziło też wsparcie dla rodzin ofiar. Z uwagi na katastrofę znowelizowano prawo budowlane, by budynki o dużej powierzchni, w których może przebywać wiele osób, były kontrolowane dwa razy w roku, przed i po zimie. Wielu właścicieli i zarządców nieruchomości nagle zaczęło skrupulatnie odśnieżać dachy. Niektórzy z poszkodowanych są kalekami, inni przyznają, że do dziś mają ataki lęku, wchodząc do budynków.

ŚLEDZTWO PROKURATURY

Katowicka prokuratura okręgowa zamknęła śledztwo latem 2008 r. Ustaliła, że na katastrofę złożyły się błędy i zaniechania już w fazie projektowania hali, a także jej użytkowania i nadzoru nad budynkiem. Z opinii biegłych wynika, że główną przyczyną katastrofy były błędy w projekcie wykonawczym pawilonu. Odbiegał on znacząco od sporządzonego prawidłowo projektu budowlanego. Według biegłych, pawilon mógł runąć w każdej chwili, już od momentu wybudowania go. Przed katastrofą hala kilkakrotnie ulegała awarii.

Proces karny w sprawie katastrofy toczył się od maja 2009 r. i był jednym z największych w historii śląskiego wymiaru sprawiedliwości. Prokuratura oskarżyła pierwotnie 12 osób – jedna z nich dobrowolnie poddała się karze, inny oskarżony zmarł w trakcie procesu, a sprawa kolejnego została wyłączona do odrębnego postępowania ze względu na stan zdrowia. Podczas siedmiu lat odbyło się ponad 200 rozpraw, które – jak obliczył jeden z adwokatów – trwały blisko 1250 godzin. W sprawie zgromadzono ponad 300 tomów akt głównych. Przed sądem przesłuchano 141 świadków, zeznania wielu innych odczytano. Opinie składało pięć zespołów biegłych.Wyrok w pierwszej instancji zapadł przed Sądem Okręgowym w Katowicach w czerwcu 2016 r., a prawomocne rozstrzygnięcie – we wrześniu 2017 r. przed katowickim sądem apelacyjnym. Sąd ten wymierzył kary od 1,5 do 9 lat więzienia pięciu oskarżonym, a cztery osoby uniewinnił – przedstawicieli firmy budującej halę i b. członka zarządu spółki MTK Nowozelandczyka Bruce’a R.

LATA PROCESÓW

Najsurowszą karę, 9 lat więzienia, wymierzył projektantowi hali Jackowi J., któremu przypisał umyślne sprowadzenie katastrofy z zamiarem ewentualnym. Uznał, że J. mógł liczyć się z tym, że budowla może się zawalić. Nie miał stosownych uprawnień do projektowania budowli. Ponadto skazani zostali: b. członek zarządu spółki MTK Ryszard Z. na 2 lata więzienia, b. dyrektor techniczny spółki Adam H. na 1,5 roku, rzeczoznawca budowlany Grzegorz S. – na 2 lata i b. inspektor nadzoru budowlanego w Chorzowie Maria K. – na 2 lata.
W listopadzie 2018 r. Sąd Najwyższy oddalił kasacje wobec pięciorga skazanych i orzeczenie w tym zakresie jest ostateczne. Uchylił zaś uniewinnienie Bruce’a R. i przekazał jego sprawę ponownie do II instancji. W drugim procesie odwoławczym katowicki sąd apelacyjny uznał R. za winnego i w listopadzie 2019 r. skazał go prawomocnie na 1,5 roku więzienia za przyczynienie się do katastrofy. Sąd Najwyższy, do którego w sierpniu 2020 r. trafiła kasacja, w grudniu 2020 r. nie wstrzymał wykonania orzeczenia wobec R. Termin rozpoznania samej kasacji nie został dotychczas wyznaczony.

UROCZYSTOŚCI W CZASIE EPIDEMII

W czwartek od rana przed pomnikiem ofiar katastrofy hali Międzynarodowych Targów Katowickich pojawiają się kwiaty i znicze. Co roku przychodzą w to miejsce hodowcy, ich rodziny, ale także uczestnicy akcji ratowniczej i przedstawiciele władz. W tym roku ze względu na pandemię nie zaplanowano wspólnej uroczystości.  Delegacje lokalnych i regionalnych władz oraz służb mundurowych oddzielnie składają kwiaty przed pomnikiem. Jako jeden z pierwszych pojawił się tam rano ówczesny dowódca akcji ratowniczej, późniejszy szef Państwowej Straży Pożarnej gen. Janusz Skulich, który w milczeniu oddał hołd ofiarom. Zaraz później wieńce złożyli przedstawiciele wojewody śląskiego i marszałka woj. śląskiego.

– To jedna z największych tragedii Śląska – powiedział wicewojewoda śląski Jan Chrząszcz. – Osobiście pamiętam dwie takie tragedie: wielką tragedię pożaru w Czechowicach-Dziedzicach (w 1971 r.; zginęło wówczas 37 osób, a rannych zostało ponad 100 – PAP) i drugą, która tu miała miejsce – wskazał Chrząszcz.

– To niesamowite, że w dniu, w którym też było mroźno, znacznie mroźniej niż dzisiaj, tak wiele osób, które przyszły cieszyć się, radować tym, co na Śląsku najpiękniejsze, bo gołębie przynosiły zawsze radość, dotknęła tak wielka tragedia. Pamiętajmy o tym miejscu, o tych ludziach – zaapelował wicewojewoda śląski.

Kolejne delegacje zapowiedziały swoje odwiedziny w ciągu dnia, m.in. kierownictwo Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Katowicach, przedstawiciele samorządu Chorzowa. W poprzednie rocznice katastrofy na miejscu pojawiało się też wiele osób, na których życie wywarła ona wpływ.

W Polsce jest około 42 000 hodowców gołębi pocztowych zrzeszonych w Polskim Związku Hodowców Gołębi Pocztowych, najwięcej na Śląsku; na Wybrzeżu ponad 3000 członków Związku. (PAP)/RG/Piotr Puchalski  katowice katastrofa                                                                                                                                                                    
Pamięci tych hodowców i przyjaciół gołębi, którzy zginęli w Chorzowie

Moje gołębie

(tam  w niebie też o nich myślę, tak usilnie, że może przylecą ku mnie, na skrzydłach aniołów…)

Kiedyś, gdy się obudzę
ze snu może wiecznego,
znowu do gołębi miłość rozbudzę,
i przygotuję je do lotu długiego.

Bo miłością mą były gołębie,
zawsze dla nich czas miałem,
patrzyłem jak lecą w przestrzeni głębię
i zawsze na nie cierpliwie czekałem.

Będę miał w niebie po prawej i lewej stronie,
parę swych gołąbków kochanych,
i znowu tam będę miał w swym gronie
hodowców kolegów mi bliskich i znanych.

Przy ceremonii dla bliskich dość smutnej,
one  skupione w klatkach siedziały,
potem dla nich, chwili zbyt okrutnej
puszczone nie odlatując nad grobem moim latały.

Bo one także małe serca mają,
czułe i hodowcy oddane są szczerze,
tak jak inne zwierzęta swego pana kochają,
gotowe swe ptasie życie oddać w ofierze.

                                                                            Zbigniew Klaga
                                                                            Gdynia, luty 2006 r.

Piotr Puchalski (fot. Tadeusz Woźniak)
Napisz do autora: p.puchalski@radiogdansk.pl

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj