Pożar gospodarstwa Kaszubska Koza spod Kościerzyny. „Bałem się, że zginą wszystkie zwierzęta” [GOTUJ SIĘ NA WEEKEND]

– Najważniejsze, że żyjemy. Mało tego, dom ocalał, a mogło przecież być zupełnie inaczej… Wtedy serów już by nie było. Zdecydowana większość zwierząt przeżyła, za co dziękujemy strażakom – mówi znany pomorski serowar i hodowca kóz Tomasz Strubiński, właściciel gospodarstwa Kaszubska Koza. W piątek 9 kwietnia w koziarni i serowarni wybuchł groźny pożar.


Pożar w Kaszubskiej Kozie w Robaczkowie wybuchł o świcie.

– Tak naprawdę pobudkę zawdzięczamy kotkowi, który był bardzo niespokojny i obudził syna. Pożar zaczął się od dachu w gospodarczym budynku. Baliśmy się, że nie ocalimy żadnej z naszych kózek. Na szczęście po brawurowej akcji strażaków, zdecydowaną większość udało się uratować. Nie żyje jedna duża koza i kilka małych. Pozostałe czują się dobrze – opowiada w rozmowie z Radiem Gdańsk Tomasz Strubiński.

Policja wstępnie wykluczyła udział osób trzecich w tym zdarzeniu. Przyczynę pożaru bada teraz biegły z zakresu pożarnictwa.

WSPARCIE Z CAŁEGO ŚWIATA

Jak mówi Tomasz Strubiński, po pożarze odczuł ogromne wsparcie przyjaciół, znajomych i miłośników kozich serów.

– Odczuwamy zewsząd olbrzymią moc. To dobro aż trudno mi określić. Telefon jest rozgrzany do czerwoności, kontaktuje się z nami cały świat: USA, Japonia, Australia. Płyną maile, płynie wsparcie. Ludzi są fantastycznie. Jesteśmy za to niezwykle wdzięczni – dodaje.

 
Do wysłuchania audycji „Gotuj Się Na Weekend” zaprasza Ewelina Potocka:

 

ep/ako

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj