Śledziowe żniwa na Zalewie Wiślanym dobiegają końca. W tym roku sezon zaczął się wcześniej

(fot. Radio Gdańsk/Mateusz Czerwiński)

W tym roku rybacy z Tolkmicka, Fromborka i Nowej Pasłęki wypłynęli na połów śledzia wyjątkowo wcześnie. Tzw. śledziowe żniwa, czyli moment, kiedy ryby wpływają z Bałtyku do cieplejszego Zalewu Wiślanego na tarło, rozpoczęły się w połowie lutego. Zazwyczaj była to połowa marca. – W ciągu tych kilku tygodni w nasze sieci wpada najwięcej ryb w roku – mówi Jan Pieciukiewicz z Nowej Pasłęki.

– Dzisiaj przywiozłem cztery tony, a wczoraj miałem 200 kg – wylicza armator. – Nie ma reguły, choć ten rok jest zdecydowanie lepszy od poprzednich. Śledziowe żniwa trwają około miesiąca, czasami z przerwami. Bywa tak, że śledź „urwie się” i nie ma go kilka dni. My w tym czasie czekamy na kolejną ławicę – wyjaśnia.

(fot. Radio Gdańsk/Mateusz Czerwiński)

Tzw. śledziowe żniwa to czas, kiedy rybacy łowią na Zalewie Wiślanym najwięcej ryb i jednocześnie najwięcej przy tym zarabiają. W tym roku hurtownie płaciły armatorom około trzech złotych za kilogram. – Jeśli ktoś chciał kupić rybę prywatnie, płacił około pięciu złotych za kilogram – zdradza Jan Pieciukiewicz.

– Zbliżają się święta, każdy więc chce wziąć sobie na zapas po 2-3 kilogramy, najczęściej, żeby zrobić ją sobie do słoika. My nie wiemy, czy tuż przed świętami będziemy jeszcze mieli śledzia. Tłumy zresztą wcale nas nie dziwią. U nas jest zdecydowanie taniej niż w sklepie. Niektórzy ludzie lubią widzieć, co biorą. Nie mówię, że w sklepie jest stara ryba, ale czasem leży po 2-3 dni. Z kutra zawsze jest świeża – tłumaczy.

(fot. Radio Gdańsk/Mateusz Czerwiński)

W ten weekend chętnych na śledzia nie brakowało. W porcie w Nowej Pasłęce pojawiali się zarówno przedsiębiorcy, jak i osoby prywatne. Klienci, pytani przez naszego reportera, wśród atutów ryby z kutra wymieniali przede wszystkim świeżość.

– Ryba jest świeża i bardzo smaczna. Ja sobie takiego śledzia przerzucę do słoika w zalewie. Część najprawdopodobniej usmażę – mówi jeden z klientów.

– Jest o wiele taniej niż w dyskontach. Ja mam do Nowej Pasłęki niedaleko, więc co roku przyjeżdżam po śledzia tylko tutaj. W dyskontach to nigdy nie wiadomo, na co się trafi, nie wiadomo skąd ta ryba pochodzi – tłumaczy kolejny.

(fot. Radio Gdańsk/Mateusz Czerwiński)

Zgodnie z decyzją Komisji Europejskiej, w tym roku na Bałtyku będzie można złowić w sumie 40 tysięcy ton śledzi. Po zakończeniu „śledziowych żniw” rybacy na Zalewie Wiślanym będą łowić sandacze i leszcze.

Mateusz Czerwiński/aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj