Rybacy protestują. Ani nie możemy łowić, ani godnie stać w porcie. Rybołówstwo umiera na oczach odpowiedzialnych za branżę urzędów

Rybacy polskiego wybrzeża wypłynęli w niedzielę na dwie godziny, na redy swoich portów aby zaprotestować przeciwko ich pogarszającej się sytuacji, spowodowanej ograniczeniami w połowach. Inicjatorami protestu byli właściciele jednostek przybrzeżnych, choć z sytuacji nie jest zadowolony nikt z tej branży.

Spór dotyczy dokumentu o nazwie „Program operacyjny dla rybołówstwa na lata 2021 – 2027”. Określa on politykę Komisji Europejskiej wobec rybołówstwa w UE, dotyczącą łowisk, zasobów, limitów połowowych i rekompensat dla branży. Rybacy czują się jak zwykle pominięci w ostatecznych ustaleniach. Swój udział w obowiązkowych konsultacjach tego dokumentu ze strony departamentu rybołówstwa ministerstwa rolnictwa, określają jako fikcję, lub dosadniej, jako oszustwo. 

TU SIĘ NIE BRONI NASZYCH INTERESÓW

Niedzielny protest około 80 jednostek to inicjatywa rybaków z mniejszych łodzi, którzy powołali sztab kryzysowy. Większych jednostek było niewiele, a tych największych w ogóle, gdyż wykorzystały one kilka dni rzadkiej obecnie dobrej pogody do połowów. Niektórzy sugerowali nawet, że akcja nie była za dobrze skoordynowana, bo problemy rybołówstwa dotykają wszystkich, nie tylko rybaków przybrzeżnych łowiących na odległość czterech mil od brzegu.  

– Prowadzona jest polityka zabijania rybołówstwa małoskalowego – mówi inicjator protestu Artur Jończyk, przewodniczący Stowarzyszenia Polskich Rybaków Przybrzeżnych, i zarzuca administracji ministerstwa opieszałość oraz brak zainteresowania problemem. – Nie widać tu żadnych działań departamentu rybołówstwa zmierzających do udzielenia nam jakiejkolwiek pomocy. 

Czego domagają się rybacy? Realnych rekompensat za ponoszone starty oraz równego traktowania z rybakami w innych krajach unii. Jak przykład walki państwa o swoją branżę Polacy podają rybaków francuskich, których rząd wspiera i wywalczył wiele godnych programów pomocowych.  – I były to inne rozwiązania, niż złomowanie jednostek, co stanowi rutynową propozycję dla polskich rybaków – dodaje Artur Jończyk. 

RYBAK WYRUSZA NA ŁOWY, ALE NIE W MORZE

Rybaków przygniata trwający od lipca 2019 roku całkowity zakaz połowów dorsza na większej części Bałtyku. Jego celem jest odbudowa stad. Coraz częściej mówi się też o przetrzebieniu ławic śledzi i konieczności odbudowy populacji także tego gatunku. Perspektywy rybołówstwa są więc coraz gorsze, choć to branża o wielkich tradycjach.   
Właściciel jednostek utrzymują często tylko dzięki innym źródłom przychodów. Jedni z turystyki, inni wyjeżdżają wręcz do pracy za granicę. – Mam zatrudnionych trzech ludzi. Kiedy nie łowimy, jadę do do Norwegii zarobić na ich ZUS – mówi jeden z rybaków. 

Od stycznia na polskie rybołówstwo spadną kolejne ograniczenia połowów. Tym razem dotyczące łososia i troci bałtyckiej. To fatalna wiadomość, bo połowy tych poszukiwanych ryb pozwalały przetrwać wielu rybakom najtrudniejszy, pierwszy kwartał każdego roku. – Dla Komisji Europejskiej to w ogóle nie istnieje taki gatunek ryby jak troć bałtycka, choć przecież prowadzimy zarybianie tym gatunkiem – dziwi się Marcin Jodko, rybak z Ustki. – Nie wolno łowić żadnych łososiowatych.

Rybacy oczekują decyzji. Jeśli ich głos nie zostanie usłyszany planują radyklane zaostrzenie protestów polegające na blokowaniu dróg dojazdowych do portów w Gdyni i Świnoujściu.

 

Krzysztof Nałęcz   

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj