Horror w Gryfii. Czarni po dwóch dogrywkach lepsi od beniaminka

(fot. Radio Gdańsk/Przemysław Woś)

Dwie dogrywki i mecz trwający prawie dwie i pół godziny. W Energa Basket Lidze Grupa Sierleccy Czarni Słupsk wyszarpali pierwsze od dwóch miesięcy zwycięstwo we własnej hali z Rawlplug Sokołem Łańcut 91:88. Choć kibice byli bliscy poważnych kłopotów z sercem, Czarnych uratowała walka do końca, bo 70 sekund przed końcem czwartej kwarty gospodarze przegrywali różnicą siedmiu punktów.

Czarni zaczęli mecz bardzo dobrze, od świetnej obrony i skutecznego ataku oraz prowadzenia 10:2. Goście wprawdzie odpowiadali, ale indywidualnymi akcjami Sandersa i Spencera. Pierwszą kwartę drużyna Cesnauskisa mogła zaliczyć do udanych, wygrywając 23:15. Ale pierwsza część gry zwiastowała trudne chwile Czarnych pod koszem, gdzie królował Adam Kemp. W pierwszych dwóch kwartach środkowy Sokoła Łańcut zanotował aż cztery bloki. Mogłoby to sugerować, że wysocy zawodnicy gospodarzy zawodzili, ale to nie była do końca prawda. Mikołaj Witliński miał w tej części gry tylko jeden skuteczny rzut z gry z pięciu. Za to Dequon Lake zdobył aż 10 oczek i był po 20 minutach najskuteczniejszym zawodnikiem Czarnych. Gospodarze jednak wyraźnie stracili impet w ataku w drugiej kwarcie, zdobywając tylko jedenaście punktów przy 24 punktowej zdobyczy zespołu z Podkarpacia. Brak koncentracji w na trzy sekundy przed końcem drugiej kwarty spowodował, że Czarni zamiast wykonać akcję rzutową, stracili piłkę, która w prostej sytuacji wypadła na aut. Goście zagrali równie nieporadnie i także odnotowali stratę. Ostatecznie po dwóch kwartach Czarni przegrywali różnicą pięciu punktów – 34:39. Można było odnieść wrażenie, że powtarza się scenariusz z meczów z GTK Gliwice i Zastalem Zielona Góra.

W trzeciej kwarcie Czarni odzyskali inicjatywę, wygrywając tę część meczu 15:11, ale gdy w czwartej kwarcie na minutę i 10 sekund przed końcem Sokół Łańcut prowadził siedmioma punktami, tylko najwięksi optymiści wierzyli w zwycięstwo. Tym bardziej, że za trzy punkty dla przyjezdnych trafiali Ray Thornton i z niezwykłą łatwością, by nie powiedzieć bezczelnością, Mateusz Szczypiński. Właściwie trudno było się przyczepić do gry Czarnych w obronie, po raz kolejny raziła jednak nieskuteczność w obronie.

Mantas Cesnauskis wziął czas, bo jego zespół przegrywał na 70 sekund przed końcem czwartej kwarty 62:69. Na Podkarpaciu kibice wyciągali z lodówek szampany. Akcja po przerwie na żądanie trwała pięć sekund. Tyle czasu Czarni potrzebowali na trzypunktowe trafienia Dawida Dileo po asyście Jakuba Musiała. Gospodarze wybronili akcję Sokoła Łańcut, ale w ataku faulowany Billy Ivey trafił tylko jeden z dwóch rzutów wolnych. 66:69 i 37 sekund do końca czwartej kwarty, piłkę mają goście. Ale rozgrywa dla Sokoła Nowakowski, który przed meczem mocno podkręcił kostkę. Trener Marek Łukomski nie może skorzystać z Sandersa i Spencera, którzy musieli opuścić parkiet po piątym przewinieniu. Nowakowski popełnia błąd kroków i Czarni mają piłkę, stratę trzech punktów i 3,6 sekundy na akcję. Mimo kłopotów z ustawieniem pozycji do rzutu piłkę dostaje Michał Chyliński, który trafia za 3 i jest remis. Ostatnia akcja Jamesa Eadsa nie przynosi rezultatu.

Mamy dogrywkę, jak się później okazuje, pierwszą z dwóch. Pierwsza – 11:11. Druga, w której zespół z Podkarpacia wciąż próbował grać na Adama Kempa, a powinien na Raya Thorntona. Po trafieniu Michała Chylińskiego za trzy Czarni prowadzili 90:85 na 15 sekund przed końcem, ale przy rzucie za trzy faulowany był Eads i zrobiło się nerwowo. 90:88 i faulowany rozgrywający dobry mecz Jakub Musiał trafia jeden z dwóch rzutów wolnych. Rzut rozpaczy Mateusza Szczypińskiego nie dolatuje do obręczy i po 50 minutach gry Grupa Sierleccy Czarni Słupsk wygrywają pierwszy mecz we własnej hali od dwóch miesięcy.

– Czego nam zabrakło w końcówce? Naszych podstawowych rozgrywających, którzy spadli za pięć przewinień. Szkoda mi tego meczu, bo byliśmy blisko zwycięstwa. Atmosfera w Gryfii jak zwykle świetna, ale byłbym w pełni uśmiechnięty, gdybyśmy wygrali – mówił po meczu trener Sokoła Łańcut Marek Łukomski.

– Horror, naprawdę bardzo ważne dla nas zwycięstwo, bo trudno się było pozbierać po ostatnim meczu. Powiedziałem prezesowi, że po takim spotkaniu wszyscy powinniśmy pojechać na kilka dni odpocząć do Egiptu, ale taką mamy pracę i musimy być skoncentrowani na następnym spotkaniu ze Śląskiem Wrocław – przyznał trener słupszczan Mantas Cesnauskis.

Przemysław Woś

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj